Jest zbyt wcześnie, by przesądzać o tym, kto stoi za zamachem w Tunezji – uważa dr Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Może to być jakiś odłam Państwa Islamskiego. „Państwo Islamskie jest pewnego rodzaju franczyzą” – podkreśla Fyderek. Jego zdaniem, mimo ostatnich wydarzeń w Tunisie, poziom zagrożenia w Tunezji jest „ciągle stosunkowo niewielki”.

Maciej Grzyb RMF FM: Kto był celem tego ataku terrorystycznego?

Dr Łukasz Fyderek Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ: Tego nie dowiemy się prawdopodobnie szybko. Obydwie hipotezy mają swoje mocne strony. Zarówno hipoteza, że był to parlament tunezyjski, jak i że byli to turyści. Jest bardzo prawdopodobne, że terroryści postawili sobie taki cel, że zarówno jeden, jak i drugi cel ataku będzie służyć dobrze sprawie terrorystycznej, która przecież zasadza się na tym, że celami zabójstw są osoby znane, czy też takie, których śmierci wzbudzi zainteresowanie jak najszerszej opinii publicznej. W walkach z terrorystami, z ugrupowaniami dżihadystycznymi, jak do tej pory w Tunezji, po rewolucji, zginęło, jak się szacuje, 50 do 60 ludzi. Z czego duża część z nich to przedstawiciele służb bezpieczeństwa, ale nie wywoływało to szerszego oddźwięku. A  przecież celem terroryzmu jest budzenie lęku i wywoływanie zmiany politycznej przez ten lęk. Tak więc niezależnie od tego, czy byli to parlamentarzyści czy turyści, strategia terrorystów zawsze zakłada wybieranie takich celów, których śmierć budzi jak najszerszy oddźwięk.

Mówi pan dżihadyści, terroryści... A kto dokładnie stoi za tym zamachem?

Na chwilę obecną zbyt wcześnie, żeby o tym przesądzać. Gdy patrzymy na ostatnie lata w Tunezji, najbardziej aktywną grupą dżihadystów była grupa Ansar al-Shari'a, ale funkcjonowało też bardzo dużo małych komórek. Mało znanych, posiadających na przykład tylko profil na Facebooku i tam publikujących swoje oświadczenia. I duża część z nich ostatnio, w ciągu ostatniego półrocza, zaczęła deklarować owe przysięgi wierności, tak zwane BAI'AT, tak zwanemu kalifatowi islamskiemu, czyli kalifowi Abdullahiemu z organizacji Państwo Islamskie, które operuje na terytorium Syrii i Iraku. Ale musimy mieć świadomość, że nawet jeżeli się okaże, że jest to Państwo Islamskie, czy też komórka należąca do Państwa Islamskiego, to mamy do czynienia z bardzo słabą koordynacją. Państwo Islamskie jest pewnego rodzaju franczyzą. To jest marka, która w ciągu ostatniego pół roku, stała się niestety mówiąc kolokwialnie, modna wśród dżihadystów. O ile wcześniej było to Al-Kaida i ugrupowania działające w Afryce Północnej przybierały nazwy właśnie związane z Al-Kaidą, aktualnie jest to Państwo Islamskie i może się to wydać nieco paradoksalne, ale największe ugrupowanie terrorystyczne w Afryce Północnej, czyli Al-Kaida również zaprzysięgła wierność Państwu Islamskiemu. A więc mamy do czynienia, jeżeli rozpatrujemy fenomen terroryzmu na Bliskim Wschodzie, z pewnego rodzaju rynkiem, z pewnego rodzaju trendami. Aktualnie trendem, który jest widoczny, jest przypisywanie Państwu Islamskiemu aktów terrorystycznych, bo dzięki temu mają one szerszy oddźwięk także w świecie arabskim, także na Bliskim Wschodzie.

Celem jesteśmy my, Europejczycy, czy może politycy tunezyjscy?

Obydwa cele są zgodne z doktryną dżihadu. Doktryna salafitów, dokładniej mówiąc, zakłada że powinny wpływy wszelkie Zachodu zniknąć z terytoriów islamskich. W tym i turystyka, więc jak najbardziej turyści mogą być, wedle tej ideologii, legitymizowanymi celami ataków. Ale mogą być nimi też politycy, nawet mimo tego, że oni są przecież muzułmanami. Ale przecież dżihadyści nie uznają tego, że ktoś jest muzułmaninem, że to wyłącza go spoza bycia celem ataku. Bowiem muzułmanów dzieli się na lepszych lub gorszych, prawda? Tych prawdziwych, którzy wierzą w dżihad, wierzą w ideologię salafizmu, zakładająca tę utopię jaką jest odtworzenie kalifatu w kształcie, który on miał w VII wieku. No i takich, którzy w to nie wierzą. I ci, którzy w to nie wierzą są pozornymi muzułmanami, w związku z tym zasługują na śmierć. Tak, więc zarówno Europejczycy, chrześcijanie, jak i ci spośród muzułmanów, którzy nie zgadzają się na ideologie salafizmu mogą być celami ataku.

Z Tunezji właśnie ewakuowani są turyści. Co czeka to państwo bez turystyki, bez takiej ważnej gałęzi gospodarki?

To jest gałąź gospodarki, która odpowiada za ok. 15 proc. dochodu narodowego Tunezji. To może nie wydaje się wiele, ale bez tych 15 proc. Tunezji będzie bardzo trudno podnieść się gospodarczo. Przypomnijmy, że po kryzysie w 2008 roku Tunezja nie odnotowuje zbyt dobrych wyników gospodarczych. Oczywiście po drodze mieliśmy jeszcze tą rewolucje jaśminową, ale wynika to z kilku przyczyn nie tylko politycznych, także gospodarczych, także związanie jest to z tym, że gospodarka tunezyjska jest bardzo silnie związana z gospodarką europejską, ale przede wszystkim z gospodarką krajów takich jak Francja czy Włochy, które same ostatnimi czasy nie są w zbyt dobrej kondycji. W Tunezji na to wszystko nakłada się dość wysoki przyrost naturalny. Fala ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy, jest dość spora co owocuje bezrobociem, które wynosi ok. 40 proc. w grupie młodych ludzi. Jak wiemy, to jest bardzo duża baza dla rekrutacji do organizacji ekstremistycznych w tym dżihadystycznych. Stąd ta rosnąca popularność, pomimo tego że służby bezpieczeństwa w Tunezji podejmują dość niekiedy radykalne środki, żeby walczyć z tym zjawiskiem.

Tunezja jest już mniej bezpiecznym krajem dla turystów?

Ten zamach zdaje się wskazywać, że nie jest to najbezpieczniejszy kraj. Chociaż w moim przekonaniu  ten poziom zagrożenia w Tunezji jest, biorąc pod uwagę region, ciągle stosunkowo niewielki. Wydaje mi się, że w Tunezji nie ma dużych obszarów kraju, które były poza kontrolą sił bezpieczeństwa, jak ma to miejsce chociażby w Egipcie, gdzie Półwysep Synaj w dużym stopniu nie jest kontrolowany przez rząd centralny, natomiast zasadniczym wyzwaniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego Tunezji są granice z Libią i z Algierią. Do tej pory ta granica z Algierią była główną, to wzdłuż niej koncentrowała się aktywność przemytnicza, przerzut broni, ale ostatnio dochodzą informacje, że właśnie dochodzi do koordynacji pomiędzy komórkami salafickimi w Tunezji i w Libii. Tak więc są to czynniki ograniczające bezpieczeństwo, ale musimy mieć świadomość, że terroryzm jest zjawiskiem dość powszechnym i o ile pamiętamy zamachy całkiem niedawne w Paryżu, czy wcześniejsze w Londynie, czy w Madrycie, musimy być świadomi, że terroryści mogą uderzyć też w Europie.

Jak powinna się zmienić polityka państw europejskich w stosunku do Tunezji? Czy powinna tutaj nastąpić zmiana stanowiska?

Państwa europejskie i Polska pośród nich dość konsekwentnie wspierały Tunezję w jej przemianach politycznych, widząc w Tunezji promyk nadziei dla całej reszty regionu i potencjalny wzór do naśladowania. Tak więc sądzę, że ta polityka nie ulegnie zmianie po tym zamachu, wręcz przeciwnie będzie wzmocniona. Na poziomie takim bardziej szczegółowym Tunezja prosiła Unię Europejską o wsparcie dla swoich służb granicznych, służb bezpieczeństwa i z całą pewnością te wydarzenia sprawią, że to wsparcie będzie okazane, natomiast oczywiście zasadniczym problemem jest kwestia gospodarcza, tzn. to że tunezyjska gospodarka żeby ta sytuacja w kraju socjoekonomiczna poprawiła się, powinna się rozpędzić. Powinna ruszyć z miejsca i tu konieczne są inwestycje zagraniczne i też ruch w przemyśle turystycznym. Stąd oczywiście zamach na turystów podkopuje fundamenty rozwoju Tunezji, i to jest oczywiście cel, który jest bardzo na rękę dżihadystom, bowiem o ile z perspektywy europejskiej Tunezja jest optymistyczną historią, jest pewnym rodzajem historii sukcesu, przemiany pokojowej w świecie arabskim, od autorytaryzmu do demokracji, o tyle oczywiście dla salafitów jest to największe wyzwanie, bowiem oni proponują zupełnie inny model polityczny i są zainteresowani tym, aby Tunezja nie odniosła sukcesu. Stąd uderzenie w turystów, które podkopuje sektor turystyczny i ograniczy dobrobyt i dobrostan Tunezyjczyków no jest z punktu widzenia strategii dżihadystów i salafitów zupełnie zrozumiałe.