"Ewidentnym złamaniem przepisów", a w konsekwencji "zagrożeniem dla życia i zdrowia" nazwał minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak protesty, które odbywały się w Warszawie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. W rozmowie z Polsat News przypomniał, że legalne zgromadzenia nie mogą liczyć więcej niż 5 osób.

"Ewidentnym złamaniem przepisów", a w konsekwencji "zagrożeniem dla życia i zdrowia" nazwał minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak protesty, które odbywały się w Warszawie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. W rozmowie z Polsat News przypomniał, że legalne zgromadzenia nie mogą liczyć więcej niż 5 osób.
Szef MON Mariusz Błaszczak /Wojtek Jargiło /PAP

Niektórzy politycy opozycji teraz narzekają, że zostali zarażeni, obawiają się o swoje zdrowie i życie, tymczasem w mediach społecznościowych można ich zobaczyć na manifestacjach - stwierdził Błaszczak w rozmowie z Polsat News. Takie są niestety złe konsekwencje tego, co działo się na ulicach polskich miast w ciągu ostatnich kilkunastu dni - dodał, sugerując, że to właśnie protesty były źródłem zakażeń m.in. wśród polityków opozycji.

Od 22 października w całym kraju trwają masowe protesty, będące sprzeciwem wobec zaostrzenia - w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego - przepisów antyaborcyjnych. TK orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. 

Poparcie dla protestów organizowanych przez Ogólnopolski Strajk Kobiet wyraziło wielu polityków opozycji, których zdaniem orzeczenie TK zapadło w środku epidemii właśnie dlatego, by niemożliwe było wyrażenie swojego niezadowolenia poprzez protesty. Wśród nich był m.in. prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który podkreślał, że zgromadzenia, do których dochodziło w stolicy, były spontaniczne, a miasto nie mogło ich zakazać ani rozwiązać.