Mija pierwsza rocznica śmierci ekscentrycznego i bezwzględnego dyktatora Libii Muammara Kadafiego. Jednak cień pułkownika, który władzę sprawował ponad 40 lat, wciąż unosi się nad krajem. Ostatnie godziny jego życia opisuje niedawny raport HRW.

Opublikowany w środę raport Human Rights Watch (HRW) podaje w wątpliwość twierdzenia władz libijskich, że Kadafi zginął w wymianie ognia, a nie po schwytaniu. Zdaniem organizacji nowe władze Libii niewiele zrobiły, by wyjaśnić, w jaki sposób zginął dyktator. Mógł zostać zastrzelony przez rebeliantów, których nazywał "szczurami" i "zdrajcami", lub też zginąć na skutek obrażeń doznanych podczas walk i tortur, gdy próbował uciekać z oblężonej Syrty.

Rano 20 października 2011 r. z jednej z dzielnic tego miasta wyruszył konwój składający się z ok. 50 pojazdów. W konwoju jechał Kadafi, jego syn Mu'tasim, minister obrony Abu Bakr Junis Dżab oraz ok. 250 innych osób. Wkrótce natknęli się na rebeliantów, wybuchły walki. Konwój został zbombardowany przez samoloty NATO, doszło też do eksplozji przewożonych w samochodach materiałów wybuchowych - wynika z wersji wydarzeń przedstawionej przez HRW. Uciekając przed rebeliantami, dyktator, jego czterech współpracowników oraz kilku ochroniarzy schronili się w rurze przepustowej. Stamtąd ochroniarze zaczęli obrzucać granatami powstańców. Jeden z granatów odbił się od ściany i eksplodował przy oficjelach. Zginął minister obrony. Odłamki zraniły Kadafiego w głowę.  Po tej eksplozji rebelianci pojmali Kadafiego, nad którym zaczęli się znęcać. Został dźgnięty  bagnetem, był bity i kopany.

Według HRW dyktator mógł już nie żyć, gdy odjeżdżał karetką pogotowia z miejsca pojmania do Misraty. W tamtejszej chłodni jego ciało przez kilka dni było wystawione na widok publiczny. Jak pisze HRW, niektórzy rebelianci z Bengazi twierdzą, ze zastrzelili Kadafiego podczas kłótni z powstańcami z Misraty na temat tego, dokąd go zabrać. Jednak informacji tych nie udało się potwierdzić.  Tego samego dnia rebelianci schwytali też Mu'tasima, gdy próbował on uciec z miejsca walk. Według HRW zginął w niewoli.

Po pięciu dniach Kadafi, Junis i Mu'tasim zostali pochowani w nieznanym miejscu na pustyni. Miało to zapobiec przekształceniu się miejsca pochówku w cel pielgrzymek zwolenników Kadafiego. Rok po jego śmierci nowe władze Libii z trudem prowadzą kraj ku demokracji. Niepewność, niekontrolowany przepływ broni, obecność niemal autonomicznych milicji, powolna odbudowa policji i wojska, nieszczelność granic i słabe instytucje - to tylko niektóre problemy, których nowym władzom na razie nie udało się rozwiązać.

Mimo to wielu Libijczyków z nadzieją patrzy w przyszłość. "Choć sytuacja finansowa niektórych obywateli się pogorszyła, zwłaszcza osób przesiedlonych i mocno dotkniętych przez wojnę profesjonalistów, to poczucie wolności po ponad 40 latach niewolnictwa było czymś fenomenalnym" - powiedział agencji EFE dziennikarz Suad Naser z gazety "Al-Saha". "Mój kraj potrzebuje dużo nadziei, by pokonać wszystkie przeszkody. Krwawiącymi i rannymi rękoma zbieramy teraz to, co przez dekady siał Kadafi" - powiedział student medycyny Janet Baszir.

Kadafi kazał się nazywać Przywódcą Rewolucji 1 Września, zmienił nazwy miesięcy. Według francuskiej dziennikarki Annick Cojean bronią ekscentrycznego pułkownika był gwałt. W swojej książce Cojean opisuje traumatyczne doświadczenia kobiet, które były zmuszane do życia w haremie Kadafiego. Dyktator miał też upokarzać seksualnie swoich przeciwników i ich bliskich. Dziennikarka Narhas al-Geriani uważa, że krwawa, kafkowska dyktatura pozostawiła ślad w społeczeństwie, który trudno będzie wymazać. Mówi o "braku zrozumienia wolności po 42 latach represji". "Wiele osób w imię wolności popełnia błędy zarówno na poziomie praw człowieka, jak i na poziomie społecznym. Potrzeba będzie wiele czasu, by to zmienić" - tłumaczy.

Rok po śmierci Kadafi wciąż jest obecny w codziennym życiu Libijczyków: m.in. z powodu wciąż odraczanego procesu Saifa al-Islama, czyli syna dyktatora, który miał być jego następcą, z powodu przetrzymywania w więzieniach przedstawicieli dawnych władz czy też nieustanych oskarżeń wobec domniemanych kadafistów, pojawiających się za każdym razem, gdy w kraju dochodzi do starć czy zamachów.

Jednak ekonomista Salah al-Torki jest przekonany, że w kraju dokonał się postęp. Podkreśla, że po śmierci dyktatora w Libii zorganizowano wybory oraz wyłoniono 200-osobowy Powszechny Kongres Narodowy (parlament). "Przygotowujemy projekt konstytucji, tworzony jest rdzeń wojska, aktywowana jest policja" - tłumaczy.

EFE przypomina jednak, że po wyborach z 7 lipca na razie nie sformowano rządu. Na początku października parlament odrzucił skład nowego kryzysowego gabinetu przedstawiony przez premiera Mustafę Abu Szagura. 14 października misję stworzenia rządu powierzono Alemu Zidanowi.