Minister obrony USA Robert Gates skrytykował pięciu członków NATO, w tym Polskę, za niedostateczny udział w operacjach wojskowych sojuszu w Libii - informuje dziennik "Financial Times".

Gazeta podkreśla, że ta rzadka dyplomatyczna interwencja uwypukla rosnące napięcia między sojusznikami o to, na kim spoczywa ciężar trwającej od dwóch miesięcy kampanii NATO przeciwko siłom Muammara Kaddafiego.

Podczas posiedzenia ministrów obrony NATO w Brukseli, odbywającego się za zamkniętymi drzwiami, Gates wymienił zwłaszcza Niemcy i Polskę jako kraje, które dysponują potencjałem umożliwiającym zaangażowanie w wojnę w Libii, ale wcale tego nie robią.

Dostało się też Hiszpanii, Turcji i Holandii

Według urzędników znających treść przemówienia Gatesa, wskazał on także na Hiszpanię, Turcję i Holandię jako na państwa, które wprawdzie uczestniczą w misji utrzymywania strefy zakazu lotów nad Libią, ale powinny zwiększyć swój udział w operacji, np. w lotach rozpoznawczych czy tankowaniu w powietrzu.

Ciężar misji uderzeniowych ponosi ośmiu sojuszników - cytuje "FT" wysokiego rangą urzędnika amerykańskiego. Załogi zaczynają być zmęczone, presja na flotę powietrzną jest znaczna i zaczyna to już być wyczuwalne u sojuszników, którzy zastanawiają się, jak kontynuować i poszerzyć operację.

Administrację amerykańską niepokoi szczególnie to, że znaczną część kampanii na miejscu biorą na siebie Kanada i trzy mniejsze kraje unijne: Belgia, Dania i Norwegia.

Amerykańscy urzędnicy zwracają uwagę, że USA biorą obecnie na siebie zdecydowaną większość misji pomocniczych - około 75 proc. tankowań w powietrzu i wypadów rozpoznawczych.

Rzecz w tym, że jeśli się uczestniczy w operacji i nie robi się wszystkiego co można, to należy to robić - cytuje "FT" wspomnianego urzędnika. A jeśli się nie uczestniczy w operacji, najwyższy czas, żeby się do niej włączyć.