Środowy etap Rajdu Faraonów okazał się wyjątkowo szczęśliwy dla Rafała Sonika. Polski kierowca dojechał na metę na drugiej pozycji wśród quadów i na 21. w klasyfikacji łącznej z motocyklami.

Nareszcie normalny etap. Byłem bardzo zmartwiony wczoraj i przedwczoraj. Wydawało mi się, że pech mnie nie opuści podczas tego rajdu. Miejmy nadzieję, że wraz z tym zepsutym amortyzatorem skrętu pech odszedł ode mnie, a tym samym, że do końca będą już tylko pozytywne emocje - stwierdził uśmiechnięty Sonik na mecie środowego etapu.

Zawodnicy mieli w środę do pokonania aż dwa odcinki specjalne, przedzielone ponad 30-kilometrowym odcinkiem dojazdowym. Trasa - jak przyznał Rafał Sonik - nie była łatwa: Etap trudny, bo kamienisty i piaszczysty. Trudne wydmy i pola kamieni, jakby zastygłe jeziora skalne. Bardzo ostre głazy, niezwykle niebezpieczne dla opon, dla quada, dla podwozia i zawieszenia. Zdziwiłem się trochę, dlaczego na takich drobnych nierównościach jadę wolniej, niż mógłbym jechać. I teraz przed chwilą się okazało, że złamał mi się wewnątrz amortyzator skrętu. Chociaż nie ma to wpływu na dojechanie i nie musiałem tego tak długo naprawiać jak wczoraj i przedwczoraj. Niestety w związku z tym bardzo mnie dzisiaj męczyły takie drobne nierówności, które były na odcinku około 150 km. Zaczęły mnie boleć plecy, kark. Właśnie wtedy, kiedy nie działa amortyzator skrętu, te miejsca są najbardziej obciążone. Ale nie narzekam. Etap bardzo dobry. Myślę, że po raz pierwszy tutaj przejechałem etap sprawnie, bez jakichś wielkich problemów - czy to nawigacyjnych, czy technicznych. Straciłem może dwie, trzy minuty na całym etapie, bo na jedną wydmę nie mogłem wyjechać. Nie byłem pewien, z jaką prędkością mogę ją zaatakować, bo była przełamana z drugiej strony. Próbowałem dwa razy, żeby nie przesadzić.

Środowy etap to jednak wrażenia nie tylko sportowe: Pierwszy raz zobaczyłem fatamorganę. Obiekt, który był około 30 kilometrów ode mnie, wydawał się być dosłownie na wyciągnięcie ręki - kilometr czy dwa. Jechaliśmy, myślę, około godziny po takim bardzo płaskim terenie, który był tylko zawiany, ale w taką stronę, że wydawało się, że jest to lustro wody i taka klasyczna fatamorgana. Niesamowite, pierwszy raz mi się przydarzyło jechać w takich warunkach.

Pozycję lidera w klasyfikacji generalnej utrzymał zwycięzca środowego etapu Marcos Patronelli.