Są w doskonałych nastrojach, nie liczą na Oscara, mówią, że dla nich już sama nominacja to ogromny sukces. Ekipa filmu "Boże Ciało" w Hollywood czeka na ceremonię wręczenia Oscarów. Nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski rozmawiał między innymi z reżyserem Janem Komasą.

Paweł Żuchowski: Cieszę się, że widzę pana w dobrym zdrowiu, dlatego, że pojawiły się informacje, iż Hollywood panu zaszkodziło.

Jan Komasa: (śmiech) To się stało rzeczywiście tutaj. Jest lepiej, jestem już po małym zabiegu w Polsce. Kamienie nerkowe... więc nie da się tego przewidzieć. Ciężko temu przeciwdziałać. Myślałem, że się temu wywinę, bo to jest u nas rodzinne, mój tata, mój brat już to przechodzili. Trafiło mnie to teraz. Akurat tak się złożyło, że było to dzień przed ogłoszeniem nominacji, więc spędziłem tutaj parę dni w szpitalu. Wszystko jest dobrze, tfu, tfu, odpukać w niemalowane.

Czyli to nie było tylko przeziębienie.

Nie, to była stricte mechaniczna sprawa. Po prostu kamienie w obydwu nerkach, okazało się, że miałem ich trochę. Dały o sobie znać potwornym bólem. Mało pamiętam z tego czasu, bo byłem na silnych środkach przeciwbólowych. A tutaj w Stanach Zjednoczonych środki przeciwbólowe robią bardzo silne. Nawet nie pamiętam, co to było.

Cieszę się, że jest pan zdrowy. Zostawmy sprawy pana zdrowia, bo to pana prywatne sprawy. Skupmy się na filmie i jego szansach na Oscara. Czy pan będzie pierwszą osobą z tej całej ekipy, która powie mi, że mocno wierzy w Oscara a nie, że sama nominacja jest sukcesem?

(śmiech) Przepraszam, ale dokładnie tak samo sądzę. Ja naprawdę, bez sztucznej skromności, nie sądziłem, że się tu znajdziemy. Oczywiście bardzo się cieszę. W Polsce, przynajmniej w Mazowieckiem, mamy zimową przerwę między 10 a 22 lutego i sobie wykupiliśmy całą rodziną wycieczkę, bilety. Nie dość tego, namówiliśmy jeszcze córkę znajomych, żeby z nami pojechała, więc to dowodzi, że nie brałem pod uwagę tej nominacji. Jak to się pojawiło, to oczywiście radość, radość jak w końcu to do mnie doszło, natomiast trzeba było zmienić nasze plany. Trzeba było mocno przemeblować nasze życie prywatne, nie zakładałem tej nominacji. Przysięgam. Samo bycie na tej krótkie liście już mi bardzo dużo dało, bo ludzie, do których ja się dobijałem, producenci, nagle sami zaczęli się zgłaszać.

To miłe...

Mówili: "O, jak się bardzo cieszymy", "Jan - co u ciebie słychać?", itd. Mówiłem: "Trzy lata się do ciebie dobijałem i dopiero teraz sobie o mnie przypomniałeś".

Ale ten świat jest pokręcony...

Tak, ten sam człowiek, ten sam film, wszystko się zmieniło po ogłoszeniu tej krótkiej listy. Więc ta lista była już dla mnie osobiście w moich sprawach zawodowych najważniejsza.

Trzymam kciuki za Oscara mimo tych mało optymistycznych opinii ekipy.

I mojej (śmiech). Nie, my się naprawę cieszymy.

Wiem, ale nie wierzycie w Oscara, a ja wierzę.

Ja szczerze mówiąc, o nim nie myślę. Może dlatego, że on się wydaje taki nierealistyczny i bardziej kojarzy się z jakąś bajką.

Fajnie, że tu jesteście. To jest bajka. Przyjechaliście do Hollywood. Za chwilę będziecie chodzić po czerwonym dywanie. Po prostu będzie fajnie. I tyle.

Tak, to prawda. Jest to bajka.


Opracowanie: