Zapadł pierwszy wyrok związany z katastrofą w Smoleńsku. Były wiceszef BOR Paweł Bielawny dostał 1,5 roku więzienia w zawieszeniu za nieprawidłowości w ochronie wizyt premiera i prezydenta. "Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków" - mówi Jarosław Kaczyński.

Zapadł pierwszy wyrok związany z katastrofą w Smoleńsku. Były wiceszef BOR Paweł Bielawny dostał 1,5 roku więzienia w zawieszeniu za nieprawidłowości w ochronie wizyt premiera i prezydenta. "Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków" - mówi Jarosław Kaczyński.
Jarosław Kaczyński /Jacek Turczyk /PAP

Po dwuletnim, częściowo niejawnym procesie Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie skazał Bielawnego na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 10 tys. zł grzywny i 5-letni zakaz pełnienia stanowisk w państwowych służbach ochrony.

Sąd uznał, że umyślnie nie dopełnił on obowiązków, czym spowodował zagrożenie dla ochrony Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Polegało to m.in. na odstąpieniu od rozpoznania przez BOR lotniska w Smoleńsku. Nieobecności BOR na nim, gdy przylatywał prezydent, niesprawdzeniu tras przejazdu prezydenta, zatwierdzeniu zaniżonego stopnia zagrożenia obu wizyt. Według sądu, plan zabezpieczenia wizyt nie odpowiadał wzorcom BOR; Bielawny odpowiadał też za nieprzestrzeganie instrukcji działań ochronnych BOR, którą sam określił.

Nie ma podstaw, by twierdzić, że to był zamach

W uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Dobosz mówił, że nie ma podstaw, by uznać, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, a BOR prawidłowo sprawdził pod tym kątem prezydencki Tu-154 przed lotem. Żadne dowody będące w dyspozycji sądu nie wskazywały na hipotezę zamachu. Tym samym nie ma podstaw do twierdzenia, że BOR tej katastrofie nie zapobiegło - dodał sędzia.

Podkreślił także, że podmioty współorganizujące wizyty z 7 i 10 kwietnia nie powinny w ogóle rozważać lotniska Smoleńsk-Siewiernyj jako miejsca lądowania VIP-ów, bo było to lotnisko zamknięte, a według instrukcji HEAD lądowanie samolotów z VIP-ami mogło następować tylko na lotniskach czynnych. Według sądu, dlatego na BOR spoczywały dodatkowe obowiązki co do rekonesansu lotniska - którego nie przeprowadzono. To było nieodpowiedzialne, za co odpowiada oskarżony - dodał sędzia. Jego zdaniem mógł on interweniować u Federalnej Służby Ochrony Rosji.

Ponadto sąd uznał, że nie było sprawnego przepływu informacji między osobami zaangażowanymi w zabezpieczenie obu wizyt, co wynikało z braku odprawy koordynacyjnej, którą powinien był zorganizować Bielawny. Część funkcjonariuszy nie wiedziała, kto jest dowódcą zabezpieczeń; funkcjonariusze mogli nie wiedzieć, kogo się słuchać - mówił sędzia. Ujawnił, że krótko po katastrofie oficer BOR dzwonił ze Smoleńska do centrali BOR w Warszawie, pytając "co się stało z samolotem". Według sędziego jest to dowód, "jak słaba była wymiana informacji, jak słabe było zabezpieczenie".

To przejaw tego, co się określa mianem państwa teoretycznego - tak sędzia Dobosz generalnie ocenił sprawę Bielawnego. Dodał, że takie działania podważają zaufanie obywatela do państwa.

Bielawny nie skomentował wyroku.

Kaczyński: Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków

Prok. Józef Gacek ocenił, że wyrok jest "zupełnie słuszny co do uznania winy". Zapowiedział, że wystąpi o pisemne uzasadnienie, bo chce poznać pełną argumentację sądu.

Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej wyroków, ale nie znam materiału dowodowego w tej sprawie, tak że nie potrafię ocenić tego wyroku - powiedział pytany o komentarz do sprawy Jarosław Kaczyński. We wtorek uczestniczył on w spotkaniu prokuratury z członkami rodzin ofiar katastrofy. Po blisko pięciogodzinnym spotkaniu Prokuratura Krajowa podała, że istnieje konieczność zbadania wszystkich ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, które nie zostały spopielone, co będzie miało znaczenie dla określenia przyczyny śmierci, a także dla zrekonstruowania przebiegu katastrofy.

Wdowa po Januszu Kochanowskim, Ewa powiedziała: Cieszy taki wyrok, szkoda, że w zawieszeniu. Dodała, że takich wyroków powinno być "dużo więcej". Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, mówiła, że kwestia winy i kary była dla niej zawsze drugorzędna, a najważniejsza była prawda. Jerzy Nowacki, wdowiec po b. wicepremier Izabeli Jarudze-Nowackiej ocenił, że na pewno były błędy, ale zastrzegł, że nie wie, czy akurat były wiceszef BOR był winny. Jedna osoba to troszeczkę za mało i jakieś 1,5 roku w zawieszeniu to tak trochę słabo za taką tragedię - uznał wnuk Anny Walentynowicz, Piotr.

Wyrok "spuścizną po czasach lekceważenia bezpieczeństwa"

Wyrok w zawieszeniu jest "spuścizną po czasach lekceważenia bezpieczeństwa i odpowiedzialności za zagrożenia, jakie spotkały te osoby, które poległy w Smoleńsku" - ocenił szef MON Antoni Macierewicz. Musimy sobie zdawać sprawę z dysproporcji między skalą tragedii i odpowiedzialności, która ciążyła na podsądnych, a wyrokiem. Ale sędziowie i sądy są niezawiśli, i my oczywiście szanujemy ten wyrok - dodał.

Według rzeczniczki klubu PiS Beaty Mazurek wyrok pokazuje, iż organizacja lotu do Smoleńska nie była przygotowana. Odnosząc się do uzasadnienia sądu, że nie ma podstaw, by uznać, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, oceniła, że "ta teza jest nieuprawniona i przedwczesna". Sąd nie badał tego, czy doszło do zamachu, czy nie, bo (sąd) nie miał do tego wystarczających dowodów. Sądzę, że ta teza i ta wypowiedź sędziego jest nieuprawniona - powiedziała Mazurek.

PO zaskoczone wyrokiem

Z kolei szef PO Grzegorz Schetyna podkreślił, że dla niego wyrok jest zaskakujący. Wydawało mi się - takie przynajmniej były sygnały wcześniejsze z rozprawy i z kolejnych rozpraw - że kwestia organizacji i całego przebiegu (lotu) była przygotowana w sposób profesjonalny, i to jest dla mnie zaskakujące - dodał Schetyna. Zaznaczył, że nie zna jeszcze szczegółów uzasadnienia wyroku.

10 kwietnia 2010 roku w katastrofie pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym prezydent Kaczyński, jego małżonka oraz wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych. Polska prokuratura wojskowa postawiła zarzuty dwóm rosyjskim kontrolerom lotów ze Smoleńska (nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm wojskowym z rozwiązanego po katastrofie 36. pułku lotniczego. W kwietniu br., po sześciu latach śledztwa, przejęła je od zlikwidowanej prokuratury wojskowej Prokuratura Krajowa. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podawała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".

(az)