Podczas wizyty Lecha Kaczyńskiego na Węgrzech w 2006 roku BOR zignorował sygnał o zagrożeniu, nie wysłał też pirotechnika. Opinia ekspertów, krytykująca działania Biura Ochrony Rządu podczas wizyt prezydenta i premiera w Katyniu w 2010 roku, może sprawić, że posypią się kolejne przykłady zaniedbań Biura. Jak ustalił reporter RMF FM, do prokuratury ma trafić zawiadomienie na poprzednich szefów tej służby, m.in. na obecnego eksperta prokuratury, który oceniał wizyty Tuska i Kaczyńskiego.

Sześć lat temu, przed wizytą Lecha Kaczyńskiego na Węgrzech, polska ambasada w tym kraju ostrzegała przed planowanymi demonstracjami przeciwko władzy braci Kaczyńskich. Notatkę, wysłaną z placówki kompletnie zignorowano. Nie zrobiono nic, by się zabezpieczyć - ujawniają funkcjonariusze, którzy ochraniali wtedy prezydenta. Odpowiedzialny za organizację wizyty był ówczesny wiceszef BOR-u, który obecnie jest ekspertem prokuratury.

To jednak dopiero początek listy zaniedbań. Według relacji BOR-owców, podczas rekonesansu nie zbadano lotniska. Nie przekazano także Węgrom grupy krwi żony prezydenta. Listę tę zamyka brak wyznaczenia jakichkolwiek zadań dla pirotechnika. Funkcjonariusze, z którymi rozmawiał reporter RMF FM, chcą zawiadomić prokuraturę. Renata Mazur, rzeczniczka praskich śledczych, twierdzi, że prokuratura nie pozostawi takiego zawiadomienia bez biegu. Jeżeli wpłynie jakiekolwiek zawiadomienie do prokuratury, będzie ono podlegać sprawdzeniu w innym postępowaniu - mówi.

Jak twierdzą rozmówcy RMF FM z BOR-u wizyt, podczas których dochodziło do zaniedbań, jest o wiele więcej. Łącznie z tymi, podczas których głowy państwa leciały do krajów objętych działaniami wojennymi. Wygląda więc na to, że obecne śledztwo do dopiero początek rozliczeń.