"Wypowiedzi wojskowych śledczych ws. śladów materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M nie odczytuję jako dementi. Odczytuję je jako unikanie potwierdzenia" - mówi reporterowi RMF FM Piotrowi Glinkowskiemu były wiceminister spraw zagranicznych i wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Witold Waszczykowski. "Eksperci jednoznacznie wskazują, że ta katastrofa wyglądała inaczej, niż nas przez trzy lata łudzono" - dodaje.

Piotr Glinkowski: Wierzy pan w to, co mówi prokurator Szeląg? Że nie wykryto trotylu?

Witold Waszczykowski: Z jednej strony powiedział o tym, że nie wykryto, z drugiej potwierdził, że w takim samolocie po wypadku można znaleźć całą tablicę Mendelejewa, chyba tak to nazwał. Czyli jakby pośrednio potwierdził, że coś jest na rzeczy.

Brzmi wiarygodnie?

Nie brzmi wiarygodnie. Te tłumaczenia brzmią w ten sposób, jakby oni byli zaskoczeni tymi informacjami i próbowali stworzyć jakąś zasłonę dymną, odsunąć od siebie - przynajmniej na jakiś moment - ostateczną weryfikację.

Rano wszystko wydawało się jasne: jest trotyl, jest nitrogliceryna. Która wersja jest prawdziwa? Ta, którą teraz przedstawia prokuratura, czy ta z poranka?

Boję się, że ciągle błądzimy, oddalamy się od katastrofy. Dowody niszczeją, będzie bardzo trudno w tej chwili wiele rzeczy odkręcić, uzasadnić. Natomiast niepokój został zasiany. Dowiadujemy się  o resztkach materiałów wybuchowych...

Dowiadujemy się o tym, ale czy to jest prawda? Prokuratura na razie dementuje.

Ja nie do końca odczytuję to jako dementi. Ja odczytuję to jako unikanie potwierdzenia. Jestem zadziwiony, że po trzech latach prokuratorzy, eksperci ze strony rządowej nie mają jednoznacznych danych.

Jeżeli informacje o materiałach wybuchowych są prawdziwe, to o czym to świadczy, pana zdaniem?

Zanim wyciągniemy wnioski, musimy znać dokładne informacje, czy rzeczywiście były tam ładunki, gdzie one mogły być zainstalowane. Musimy odkryć całą ostatnią drogę tego samolotu w ostatnich dniach. A może w ciągu miesięcy czy lat, kiedy ten samolot był remontowany.

Jarosław Kaczyński mówi wprost: wielka zbrodnia, w której zginęło 96 osób.

Bo to była zbrodnia. Doprowadzić do tego, żeby zginął prezydent własnego kraju łącznie z dużą grupą polityków, z całym dowództwem wojskowych, to jest zbrodnia.

Komisja Antoniego Macierewicza dysponuje niezależną ekspertyzą, która potwierdza obecność materiałów wybuchowych na ciałach ofiar katastrofy smoleńskiej? Słyszałem, że tak.

Też tak słyszałem. Ja nie uczestniczę we wszystkich pracach komisji. Wiemy natomiast jednoznacznie od ekspertów, od profesorów... oni odpowiadają: ta katastrofa wyglądała inaczej, niż mówią o tym raporty polski i rosyjski.

Czyli takie ekspertyzy są?

Tak. Profesorowie jednoznacznie wskazują, że katastrofa wyglądała inaczej, niż nas łudzono, przekonywano przez trzy lata.

Kolejna, bardzo ciężka wagowo informacja tego dnia, że ciało prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy smoleńskiej.

Myśmy w ubiegłym tygodniu, jako Komisja Spraw Zagranicznych, odbyli specjalne posiedzenie z pracownikami MSZ-etu, pracownikami konsularnymi - tymi, którzy wtedy, po katastrofie, polecieli do  Moskwy, kontaktowali się z Rosjanami. Jasny przekaz z ich strony: panował tam niesłychany bałagan, strona polska była nieprzygotowana do tego śledztwa.

Jasny przekaz Jarosława Kaczyńskiego: Donald Tusk do dymisji i cały rząd do dymisji. Pan się pod tym podpisuje?

W sytuacji takiej tragedii jak 10 kwietnia 2010 roku każdy honorowy polityk oddałby się pod osąd społeczeństwa. To wtedy powinny takie decyzje zapadać. Nie teraz, po trzech latach.