Premier Tusk zażąda wyjaśnień od szefa BOR-u w sprawie ochrony lotniska w Smoleńsku - dowiedzieli się reporterzy RMF FM. Według nieoficjalnych informacji ze śledztwa jeden z oficerów BOR zabezpieczających wizytę prezydenta 10 kwietnia miał zeznać, że żaden z oficerów nie czekał na prezydencki samolot na płycie lotniska, bo nie zgodziły się na to rosyjskie służby.

Chodzi o wyjaśnienie rozbieżności, czy 10 kwietnia rano oficerowie BOR-u byli na płycie lotniska czy też wszyscy czekali w katyńskim lesie kilkanaście kilometrów od Smoleńska. Sprawa wymaga wyjaśnień, bo co innego oficerowie BOR zeznali w prokuraturze, a co innego po katastrofie mówił ich szef. Generał Janicki twierdził, że na lotnisku na samolot czekali oficerowie BOR - mówił dokładnie o dwóch funkcjonariuszach. Na pewno poproszę o wyjaśnienie, jeśli chodzi o sprzeczności. Bo funkcjonariusze publiczni - czy to jest szef BOR-u czy funkcjonariusze - muszą mieć podobne informacje i podobny pogląd w sprawach, które ich dotyczą. W tej sprawie będę chciał, żeby mi wyjaśnił, na czym polega kontrowersja - powiedział premier Donald Tusk.

Pytany o to sprawę rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz powiedział, że BOR podtrzymuje swoje wcześniejsze stanowisko, iż funkcjonariusze biura byli na lotnisku. Szef BOR udzieli w tej sprawie stosownych wyjaśnień panu premierowi - dodał.

Reporterowi RMF FM udało się ustalić, że oficerowie BOR-u nie brali udziału w zabezpieczaniu lotniska - np. kontroli pirotechnicznej. Na to faktycznie nie zgodziła się Rosyjska Federalna Służba Ochrony, ponieważ lotnisko jest wojskowe. Polski funkcjonariusz, który według szefa BOR był na lotnisku, miał to zabezpieczenie tylko kontrolować.