Nie będzie ochrony dla pilota Jaka-40, który lądował na lotnisku w Smoleńsku przed katastrofą tupolewa – dowiedział się reporter RMF FM. Domagał się tego poseł PiS Antoni Macierewicz po tym jak porucznik Artur Wosztyl złożył zawiadomienie do prokuratury o tym, że ktoś próbował go zabić.

Artur Wosztyl składając wyjaśnienia w praskiej prokuraturze stwierdził, że takiej ochrony nie chce. Nie możemy bez zgody takiej osoby przydzielać jej ochrony - mówi rzecznik prokuratury Renata Mazur. Wniosek Antoniego Macierewicza w związku z tym musi zostać odrzucony.

Śledczy powołali właśnie biegłego, który ma stwierdzić czy doszło do zamachu na życie pilota, będącego jednocześnie ważnym świadkiem w śledztwie smoleńskim.

Wosztyl twierdzi, że ktoś obciął przewody hamulcowe w jego samochodzie.

Wosztyl potwierdzał zeznania ws. podejścia tupolewa

Przypomnijmy, że porucznik Artur Wosztyl potwierdzał zeznania Remigiusza Musia - nieżyjącego już technika pokładowego Jaka - w sprawie radiowej korespondencji między załogą tupolewa a kontrolerami lotów z wieży na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Muś zmarł w październiku 2012 roku - żona znalazła jego zwłoki w piwnicy bloku w Piasecznie, w którym mieszkali. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna popełnił samobójstwo. Według prokuratury, nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich.

Potwierdzam zeznania Remka, że kontrolerzy na wieży w Smoleńsku zezwolili zejść tupolewowi do 50 metrów - mówił Wosztyl dwa dni po śmierci Musia na posiedzeniu sejmowego zespołu smoleńskiego. Tzw. bezpieczna wysokość, do której wolno było zejść maszynie i na której należało podjąć decyzję o odejściu na drugi krąg, to 100 metrów. Jestem w stanie potwierdzić element jego wypowiedzi w przesłuchaniu, który dotyczył stricte tupolewa i podejścia do lotniska w Smoleńsku do wysokości decyzji. W tej materii to wszystko, co zostało powiedziane, potwierdzam. (...) Nie jestem raczej człowiekiem, który by pomylił 50 metrów ze 100 metrami - stwierdził również Wosztyl.

Dopytywany wprost, czy słyszał komendę wieży w Smoleńsku skierowaną do tupolewa, by samolot schodził na wysokość 50 metrów, odpowiedział: Tak, słyszałem taką komendę. Wielokrotnie (to) powtarzałem podczas przesłuchań w prokuraturze.

Remigiusz Muś twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40 pozostał w kabinie i słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154M a kontrolą lotów. Według niego, również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 metrów. Zeznania Musia i Wosztyla stoją w sprzeczności z opublikowanym stenogramem rozmów wieży z tupolewem, z którego wynika, że kontroler miał zezwolić maszynie na zejście do 100 metrów.

(mpw)