"Potwierdzam zeznania Remka, że kontrolerzy na wieży w Smoleńsku zezwolili zejść tupolewowi do 50 metrów". To słowa, jakie na posiedzeniu sejmowego zespołu smoleńskiego wypowiedział Artur Wosztyl, pierwszy pilot Jaka 40, który lądował na lotnisku Siewiernyj przed rządową maszyną.

Remek o którym mówił Wosztyl, to technik pokładowy Remigiusz Muś. Mężczyzna w weekend popełnił samobójstwo. W śledztwie zeznał, że słyszał przez radio korespondencję między załogą tupolewa a wieżą.
Jestem w stanie potwierdzić element jego (Musia) wypowiedzi w przesłuchaniu, który dotyczył stricte tupolewa i podejścia do lotniska w Smoleńsku do wysokości decyzji. W tej materii, to wszystko co zostało powiedziane potwierdzam, (...) nie jestem raczej człowiekiem, który by pomylił 50 metrów ze 100 metrami - powiedział Wosztyl podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy 10 kwietnia 2010 roku. Zapytany wprost czy słyszał komendę wieży w Smoleński skierowaną do Tu-154M, aby samolot schodził na wysokość 50 metrów, odpowiedział: "Tak, słyszałem taką komendę. Wielokrotnie (to) powtarzałem podczas przesłuchań w prokuraturze".

Były technik pokładowy Jaka-40 utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów. Muś twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostał w kabinie i słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154 a kontrolą lotów. Według niego również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 m. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy, którzy mieli relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.
Poseł PiS Antoni Macierewicz zapowiedział, że jego zespół wystąpi do szefa MSW i prokuratura generalnego, żeby zapewnili "bezpieczeństwo fizyczne" por. Wosztylowi.