Rzecznik Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Władimir Markin oświadczył, że nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154M nie wykazała na nich śladów wybuchu. Ekspertyzę mieli - według niego - przeprowadzić wspólnie specjaliści z Rosji i Polski. Wersja polskiej prokuratury jest zupełnie inna od tej przekazanej przez rosyjski Komitet Śledczy!

Zobacz również:

W wyniku przeprowadzonych oględzin i badań eksperci stwierdzili, że na poddanych oględzinom i badaniom przedmiotach brak jest jakichkolwiek śladów wybuchu - oświadczył kategorycznie Władimir Markin, rzecznik Komitetu Śledczego.

Żadne badania nie były prowadzone. Pobierany był tylko materiał do badań - mówi z kolei płk Karol Kopczyk, który przebywa w Rosji wraz z polskimi biegłymi. Kopczyk podkreśla, że pobrany materiał został zabezpieczony i będzie poddany badaniom dopiero w laboratorium na terenie Polski.

Żadne ekspertyzy nie były prowadzone. Wykonane zostały ekstrakty przy użyciu rozpuszczalników, ale ten materiał będzie poddany badaniom między innymi też na zawartość materiałów wybuchowych dopiero w Polsce - powiedział RMF FM płk Kopczyk.

Karol Kopczyk podkreślił, że na tym etapie polska prokuratura nie może stwierdzić, że na pokładzie tupolewa był wybuch albo że go nie było.

Zamieszanie wokół doniesienia o materiałach wybuchowych

Badania kilkuset próbek pobranych przez polskich prokuratorów w Smoleńsku mają wyjaśnić kwestię obecności cząsteczek materiałów wybuchowych we wraku prezydenckiego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.

Pod koniec października "Rzeczpospolita" opublikowała sensacyjny artykuł, z którego wynikało, że urządzenia wykazały, iż na 30 fotelach lotniczych są ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje miały zostać znalezione również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem.

Jeszcze tego samego dnia informacje te częściowo zdementowała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Płk Ireneusz Szeląg poinformował na konferencji prasowej, że urządzenia wykorzystane w Smoleńsku wykazały obecność cząstek wysokoenergetycznych, które mogą wchodzić w skład materiałów wybuchowych, ale nie muszą.

Później ze swojego artykułu wycofała się także "Rzeczpospolita", która opublikowała oświadczenie, że pomyliła się, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały - oznajmiła, zaznaczając jednak, że "nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".