Już dwa lata przed katastrofą smoleńską szefowie sił powietrznych próbowali zaalarmować premiera o fatalnej sytuacji w 36. pułku, wożącym państwowych dostojników - donosi "Rzeczpospolita". W raporcie, który utknął na biurku ministra obrony, pisali, że sprawność techniczna maszyn, którymi latają najważniejsze osoby w państwie to zaledwie 20-30 procent.

Wśród dokumentów jest pismo sporządzone na polecenie ówczesnego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Projekt stworzył jego zastępca i przesłał drogą służbową do szefa Sztabu Generalnego Franciszka Gongora. Ten zaś do ministra obrony.

Raport opisuje dramatyczną sytuację 36. Specjalnego Pułku Transportowego Trudna. "Trudna jest sytuacja w zakresie utrzymania sprawności technicznej statków powietrznych. Wynika ona w dużej mierze z przestarzałych statków powietrznych oraz dużego nawisu remontowego" - napisano. Po tym następuje szczegółowe wyliczenie stanu, w jakim są samoloty i śmigłowce. List kończy się konkluzją, "dla zabezpieczenia przewozu najważniejszych osób w państwie koniecznym jest objęcie najwyższym priorytetem procesu pozyskiwania nowych samolotów i śmigłowców".

Przetargi na samoloty dla VIP rozpisywały kolejne rządy od końca lat 90. unieważniano je lub odkładano. Gdy Donald Tusk został premierem w 2007 roku przetarg został przerwany; szef rządu twierdził, że zakup nowych maszyn jest niepotrzebny, a prezydent i premier powinni latać wyczarterowanymi maszynami.

Już po tragedii smoleńskiej, w której zginął gen. Błasik, na biurko Bogdana Klicha trafił kolejny dokument opisujący dramatyczny stan wojskowego lotnictwa. Minister próbował skłonić jego autora do odwołania raportu.