Nawet kilka lat może minąć, zanim w życie wejdzie unijny nadzór bankowy. Takie głosy pojawiają się w kuluarach szczytu Unii Europejskiej w Brukseli. Formalnie polityczne porozumienie w sprawie wspólnego nadzoru ma zostać zawarte jeszcze w tym roku.

Polscy dyplomaci są z tych ustaleń umiarkowane zadowoleni. Nie śpieszy nam się specjalnie do tego, by kompetencje naszej rodzimej Komisji Nadzoru Bankowego przejęła instytucja we Frankfurcie. Poza tym - choć otrzymaliśmy mgliste zapewnienie, że mielibyśmy więcej praw, a mniej obowiązków - o pełni praw nie ma mowy, dopóki nasz kraj nie stanie się członkiem strefy euro. Co ważne, nie tylko Warszawie nie śpieszy się do oddania części suwerenności. Niektórzy sądzili, że to potrwa 2-3 lata. Herman Van Rompuy nawet żartował, że na pewno nie on będzie szefem Rady Europejskiej w czasie, kiedy ten nadzór zacznie działać - powiedział dziennikarzom szef polskiego rządu Donald Tusk.

Przeprowadzenie całej operacji, czyli uruchomienie unijnego nadzoru bankowego, to zadanie skomplikowane i żmudne. Na razie jest w tej sprawie więcej pytań niż odpowiedzi - np. o to, kto ponosiłby koszty upadłości banków i jak te koszty byłyby dzielone.