Wkrótce po formalnym rozpoczęciu unijnego szczytu w Brukseli przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz ogłosił, że nie podpisze deficytowego projektu budżetu na lata 2014-20. Jego deklaracja zwiększa szanse Polski na otrzymanie obiecanych 300 miliardów złotych.


Zdaniem Schulza obecne propozycje budżetowe z jednej strony zwiększają zadania unijnych instytucji, a z drugiej zmniejszają jej budżet. To prowadzi do zadłużania i rozszerzania dziury budżetowej. Mamy wyższe zobowiązania niż dane do dyspozycji pieniądze. Jeśli będziemy postępować tak dalej, to UE stanie się unią deficytu - tłumaczył przewodniczący. Przekonywał, że o oszczędnościach nie może być mowy, zwłaszcza, że w listopadzie i grudniu zeszłego roku Unia Europejska stała się praktycznie niewypłacalna, była na skraju bankructwa i musiała opóźniać niektóre płatności.

Brytyjczycy nie godzą się na projekt van Rompuya

Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy zaproponował cięcia w unijnym budżecie na poziomie 15-30 miliardów euro. To nie zadowala jednak brytyjskiego premiera Davida Camerona, który nadal grozi zawetowaniem takiego projektu.

Do ostatniej chwili trwały nerwowe spotkania unijnych przywódców, rozmowy dwustronne i negocjacje na "miniszczytach". Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowają się Brytyjczycy. Już nawet nie wiadomo jakie cięcia ich zadowalają - komentuje w rozmowie z korespondentką RMF FM Katarzyną Szymańską-Borginon jeden z dyplomatów. 

Z informacji naszej dziennikarki wynika, że w propozycji Van Rompuya utrzymana została suma 72,4 miliardów euro dla Polski z unijnego funduszu spójności. Z kolej pula na obszary wiejskie została zwiększona dla wszystkich krajów członkowskich. W tej sytuacji nasz kraj jest jednym z nielicznych, które zyskują, a nie tracą w porównaniu z obecnym 7-letnim budżetem. Nie byłoby dobrze, żeby Polska zbyt głośno wyrażała zadowolenie, bo innych to może zdenerwować - radzi jeden z dyplomatów obecnych na szczycie. Nie jesteśmy niezadowoleni - mówią polscy dyplomaci, choć na poprzednim szczycie premier deklarował, że 72,4 mld euro to suma niezadowalająca. Zapewniają, że Tusk uzyskał deklaracje lojalności od Francji i krajów należących do przyjaciół spójności. Mieli oni stwierdzić, że jeżeli otrzymają jakieś dodatkowe pieniądze, to na pewno nie stanie się to kosztem Polski.

Problemem może być to, że  pojawił się las rąk po dodatkowe wsparcie. Dodatkowych pieniędzy chcą między innymi grożący wetem Czesi (chodzi o kilka miliardów euro na politykę spójności) i Włosi (chcą zwrotu 4 mld. euro, które dopłacili do unijnego budżetu w ostatnich 7 latach).

W tej sytuacji o porozumienie może być bardzo trudno, bo trzeba by zadowolić jednocześnie zwolenników cięć i dodatkowych wydatków.

Wieczorem premier Donald Tusk już po raz drugi spotkał się na rozmowie z Hermanem van Rompuyem. O rozmowie poinformowano na profilu kancelarii premiera na Twitterze. Po niej Tusk udał się na spotkanie w wąskim gronie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.

Lewandowski: Nie można stawiać księżycowych celów negocjacyjnych

Jeżeli będzie zgoda wedle warunków, które znamy, ale których na razie nie można upowszechniać, no to będą i te obiecane miliardy (dla Polski - przy. red.) - deklarował w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Berendą unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski. Polacy powinni wiedzieć, że rozmawiamy o budżecie, który po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej będzie o kilkadziesiąt miliardów mniejszy niż to, co Europa ma obecnie. Utrzymanie stanu posiadania Polski jako wyjątku już będzie sukcesem. Nie można stawiać księżycowych celów negocjacyjnych - podkreślał.

Lewandowski odniósł się też do sugestii Jarosława Kaczyńskiego, że Polska powinna dostać na politykę spójności zapisane we wcześniejszej propozycji budżetu 80 miliardów euro. To są bzdury, zupełne mrzonki - ocenił. Jeżeli widzi się tak ciężkie cięcia, które dotykają wszystkie kraje to jak można myśleć o tym, że nagle jeden oklaskiwany przez wszystkie pozostałe będzie miał więcej niż w ostatnich propozycjach - zaznaczył.