Obecnie u polskich granic jest między 3 a 4 tysięcy migrantów, polskie granice są atakowane w zorganizowany sposób - mówił rzecznik rządu Piotr Müller po zakończeniu sztabu kryzysowego ws. sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. W poniedziałek rano media obiegła informacja o dużej grupie migrantów, która planuje przekroczyć granicę Białorusi z Polską. Migranci znajdują się w okolicy przejścia granicznego w Kuźnicy. Z ostatnich informacji wynika, że próbują siłowo wejść na terytorium Polski. W związku z zaistniałą sytuacją odbył się sztab kryzysowy, a następnie narada prezydenta Andrzej Dudy z premierem i ministrami.

Po zakończeniu spotkania rzecznik rządu podkreśli, że mamy do czynienia z najtrudniejszą sytuacją od początku konfliktu na granicy polsko-białoruskiej.

W sposób zorganizowany reżim prezydenta Łukaszenki organizuje grupy osób, które zmierzają na polską granicę. Już w tej chwili widzimy, że w sposób siłowy była próba przeforsowania tej granicy, ale dzięki działaniom funkcjonariuszy straży granicznej, polskiego wojska, policji te próby zostały na ten moment powstrzymane - powiedział.

"Cały czas na teren Białorusi organizowane są transporty z krajów arabskich"

Müller przekazał, że na tę chwilę u polskich granic jest między 3 a 4 tys. osób, a na terenie Białorusi co najmniej kilkanaście tysięcy osób gotowych przekroczyć polską granicę.

Jednocześnie nasze służby informują, że cały czas na teren Białorusi organizowane są transporty z krajów arabskich, co powoduje zasilanie, jeżeli chodzi o liczbę osób przebywających na terenie Białorusi z tych krajów, które docelowo będą próbowały przekroczyć polską granicę - powiedział.

Rzecznik rządu przekazał, że obecnie bezpośrednio polskich granic strzeże kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy SG, wojska i policji. W najbliższym czasie będziemy wzmacniać te siły, w szczególności w tych miejscach, które są narażone najbardziej na ataki ze strony osób, które w sposób nielegalny próbują przekroczyć polską granicę - zapowiedział.

Prowokacje białoruskich funkcjonariuszy

Müller podkreślił, że w tej chwili mamy już do czynienia z prowokacjami ze strony funkcjonariuszy białoruskich oraz osób związanych z funkcjonariuszami białoruskimi.

Włącznie z takimi sytuacjami, jak mierzenie z broni do naszych funkcjonariuszy, oddawanie tzw. ślepych strzałów. Oczywiście ten funkcjonariusz po naszej stronie nie może sobie do końca zdawać sprawy, czy to będzie ślepy strzał, czy strzał prawdziwy, ale również z sytuacjami oddawania już strzałów rzeczywistych w powietrze - powiedział rzecznik rządu.

Więc - jak zaznaczył - "my się spodziewamy, że na polskiej granicy może w najbliższym czasie dojść do eskalacji tego typu działań, które będą miały charakter zbrojny". Bardzo tego się obawiamy. Jednocześnie o tym informujemy, ponieważ takie zachowania, takie prowokacje ze strony białoruskiej mogą się pojawić - podkreślił Müller.

"Używanie broni to ostatnia rzecz, którą chcielibyśmy zrobić"

Używanie broni to jest ostatnia rzecz, którą chcielibyśmy zrobić - mówił Müller.

Jeśli chodzi o scenariusz wojny hybrydowej, które są de facto realizowane w tej chwili przez stronę białoruską, to było to omawiane, ale informacje, szczegóły w tym zakresie są klauzulowane - dodał.

Szef BBN Paweł Soloch z kolei zapewniał, że prezydent i rząd rozważają różne warianty rozwiązania tego kryzysu i są w nieustającym kontakcie z partnerami z NATO i UE. Podkreślił, że powinny być wprowadzane nowe oraz zwiększane dotychczasowe sankcje nałożone przez UE na białoruskie władze.

Soloch został zapytany, o to czy Polska prowadzi rozmowy z państwami arabskimi, z których na Białoruś przybywa część uchodźców. Zapewnił, że takie rozmowy są prowadzone. Jako przykład poinformował, że rano rozmawiał ze swoim odpowiednikiem w Katarze.

Jak dodał, rozmowa ta "nie potwierdziła", że zapadły ustalenia pomiędzy Białorusią a Katarem dotyczące otwarcia nowych mostów powietrznych pomiędzy tymi państwami, z których mogliby korzystać migranci. To się nie potwierdza. Będziemy reagowali, jeżeli coś takiego będzie miało miejsce - powiedział Soloch.

Jednocześnie ocenił, że Białoruś "zmienia taktykę na bardziej agresywną". To są słowne zaczepki na granicy. Rejestrujemy tam umundurowanych ‘zielonych ludzików’ i nieumundurowanych, którzy pełnią tam rolę instruktorów wśród tych, którzy usiłują szturmować nasza granicę - powiedział Soloch.