W tym tygodniu do sądu trafi pierwszy akt oskarżenia w sprawie kradzieży napisu "Arbeit Macht Frei" z muzeum Auschwitz-Birkenau - dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM. Prokuratorzy podzielili dochodzenie. Najpierw zasiądą na ławie oskarżonych trzej z czterech mężczyzn, którzy przyjechali 18 grudnia ubiegłego roku do Oświęcimia i zrabowali tablice.

Zdaniem prokuratorów ich rola ograniczała się tylko do samej kradzieży. To byli ci trzej, którzy weszli na teren byłego hitlerowskiego obozu i którzy dokonali odkręcenia tablicy, a także zapakowania do samochodu i wywiezienia z terenu Oświęcimia - mówi prokurator Piotr Kosmaty.

Pozostałych dwóch podejrzanych w tej sprawie znało zleceniodawcę ze Szwecji - Andersa Hoegstroema. Kontaktowali się z nim, dlatego śledztwo w ich sprawie wciąż trwa. Oni od jakiegoś czasu współpracowali z Andersem H. i przygotowywali całą kradzież, w związku z tym musimy nadal tutaj prowadzić czynności dowodowe - dodaje prokurator.

Według informacji reporterów RMF FM, część oskarżonych chce dobrowolnie poddać się karze. Grozi im do 10 lat więzienia.

Tablica z napisem "Arbeit macht frei" została skradziona 18 grudnia 2009 roku. Napis odnaleziono 70 godzin później we wsi koło Torunia. Sprawcy kradzieży, zatrzymani w tym samym czasie, pocięli go na trzy części.

O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że mężczyźni działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji, Andersa Hoegstroema. Został on zidentyfikowany przez krakowską prokuraturę na podstawie informacji ze Szwecji i po rozpoznaniu go przez dwóch podejrzanych.

Na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania wydanego przez polski sąd szwedzka policja zatrzymała Hoegstroema 11 lutego. Dzień później szwedzki sąd zadecydował, że do czasu decyzji w sprawie wydania go do Polski pozostanie on w areszcie. Decyzja w sprawie wydania ma zapaść w przeciągu miesiąca.