Plac Syntagma w stolicy Grecji wypełnili przeciwnicy porozumienia z zachodem. Głośno protestują przeciw dalszym oszczędnościom. To największa i kulminacyjna z dotychczasowych demonstracji. Pojawili się też anarchiści. Policja użyła gazu łzawiącego.

Przed budynkiem paramentu stoi scena, z której przemawiają mówcy. Są tu nie tylko Grecy, ale także rosnący w siłę antysystemowcy z Włoch i Hiszpanii.

Jesteśmy tu, żeby zademonstrować naszą solidarność z wielkim miastem Ateny - mówił przedstawiciel hiszpańskiej partii Podemos, która wkrótce może urządzić w Iberii to, co teraz dzieje się w Helladzie.

Na Syntagmie przez chwilę było groźnie. Anarchiści rzucali w policję butelkami. Ta odpowiedziała gazem łzawiącym. Pojawili się także kibice piłkarscy.

Chcemy pozostać w Europie. Unia Europejska jest dobra - z takim zaskakującym przesłanie wystąpił właśnie grecki preimier Alexis Cipras. Równocześnie chce jednak odrzucić porozumienie z zachodem.

Cipras mówił, że chce Unii Europejskiej, ale tylko jeżeli będzie unią godności. Nie chce niemieckiego dyktatu. W niedzielę wyślemy wiadomość nadziei. Głosując przeciwko szantażowi Brukseli i Berlina - mówił.

W niedzielę Grecy mają odpowiedzieć w referendum, czy zgadzają się na dalsze zaciskanie pasa i reformy, których domagają się wierzyciele, czyniąc z tego warunek dalszej pomocy finansowej dla zagrożonej bankructwem Grecji.

Publikowane w piątek wyniki sondaży pokazują, że społeczeństwo greckie jest dramatycznie podzielone w kwestii przystania na warunki zagranicznej pomocy dla kraju. Różnica między zwolennikami opcji "tak" i "nie" wynosi ułamek punktu procentowego, z przewagą dla zwolenników porozumienia z kredytodawcami, przy czym od kilku do kilkunastu procent ankietowanych wciąż nie zdecydowało, jak chce w niedzielę głosować.

(j.)