Dyskusja o uchodźcach stała się polskiej prawicy i Beaty Szydło, kandydatki Prawa i Sprawiedliwości na premiera, okazją do ponownego sięgnięcia po antyniemieckie hasła – pisze niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Dyskusja o uchodźcach  stała się polskiej prawicy i Beaty Szydło, kandydatki Prawa i Sprawiedliwości na premiera, okazją do ponownego sięgnięcia po antyniemieckie hasła – pisze niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Beata Szydło /Grzegorz Momot /PAP

W artykule "Pomiędzy resentymentem a solidarnością" warszawski korespondent gazety Konrad Schuller wyraża pogląd, że obecna dyskusja o dramacie imigrantów spowodowała w Polsce powrót do czasów, "gdy prawica posługując się antyniemieckimi hasłami, dzierżyła prym na rynku opinii".

Beata Szydło mówiła w środę: "Niemcy nas szantażują" i "stawiają nas pod ścianą". Atak ze strony kandydatki PiS oznacza "zwrot w strategii partii, kierowanej ciągle jeszcze przez Jarosława Kaczyńskiego" - ocenia Schuller. Autor przypomina, że w czasie, gdy ten polityk sprawował funkcję premiera w latach 2006-2007, relacje polsko-niemieckie "znalazły się w najniższym punkcie".

Zdaniem Schullera po przejęciu władzy przez Donalda Tuska Polska i Niemcy stały się bliskimi partnerami. Stale rosnące poparcie dla kanclerz Angeli Merkel w sondażach w Polsce świadczyło o tym, że "nie tylko elity, lecz także społeczeństwo przestało widzieć w Niemcach wroga" - czytamy w "FAZ".

Jak zaznacza autor, można było odnieść wrażenie, że polscy narodowi konserwatyści wyciągnęli z tego właściwe wnioski. Schuller przypomina, że w kampanii przed wyborami prezydenckimi obóz polityczny Kaczyńskiego unikał antyniemieckich ataków, dzięki czemu Andrzej Duda został wybrany na prezydenta. Dramat uchodźców wyzwolił jednak w części prawicy "dawne odruchy". Szydło "brzmiała jak Viktor Orban", oskarżając Niemcy o szantaż i twierdząc, że imigranci nie są polskim, lecz niemieckim problemem.

Jak podkreśla "FAZ", ataki ze strony prawicy stoją w sprzeczności ze stanowiskiem rządu. Premier Ewa Kopacz w kwestii uchodźców "jedzie zygzakiem" - ocenia Schuller. Wiadomo, że Polska nie może poprzestać na deklaracji z czerwca, zakładającej przyjęcie 2 tys. osób. Zgodnie z nowym kluczem na Polskę przypadłoby ok. 12 tys. uchodźców, jednak rząd nie komentuje tej liczby - zauważa niemiecki korespondent.

Schuller opisuje aktualne stanowisko polskiego rządu, przytaczając argumenty przedstawiane przez wiceszefa MSZ Rafała Trzaskowskiego, który ostrzega, że stałe kwoty uchodźców byłyby "sygnałem skierowanym do świata, że nasze granice przestały istnieć".

Zdaniem autora artykułu nie ma żadnej pewności, że podsycanie obaw i resentymentów wobec uchodźców rzeczywiście pomogą polskiej prawicy w wyborach. Schuller pisze, że polscy wyborcy wcale nie sprzeciwiają się przyjęciu imigrantów "aż tak mocno, jak się niektórym wydaje" - ocenia "FAZ".

Korespondent dodaje, że apel papieża Franciszka do parafii o przyjęcie uchodźców zrobił spore wrażenie na katolickiej prawicy. Zarówno arcybiskup Stanisław Gądecki jak i "ultrakatolicki", nieustannie ostrzegający przed islamizacją, arcybiskup Henryk Hoser podchwycili ten apel - podkreśla Schuller.

(mpw)