Był postacią kontrowersyjną. Według jednych ciepły, życzliwy, z poczuciem humoru. Według innych uparty i małostkowy. Lech, Leszek, Lechu - tak mówili do niego bliscy i niektórzy pracownicy. Reszta zwracała się: "panie prezydencie". Zginął w katastrofie 10 kwietnia.

Lechów Kaczyńskich było dwóch - takie wrażenie odnosił każdy, kto zetknął się z prezydentem osobiście. Lech znany z konferencji prasowych, nieporadny i staromodny, oraz Leszek - uśmiechnięty człowiek z dystansem do siebie, którego pałacowe życie nieco uwiera. Bardzo bolał, że nie może chodzić do księgarni. On lubił czytać. Moja koleżanka Lena Cichocka miała taki obowiązek przynoszenia Lechowi Kaczyńskiemu dobrej literatury, przy czym chodziło o literaturę współczesną. Pamiętam, że właśnie ostatnie książki, które przynosiła Lechowi Kaczyńskiemu to był Mendoza (pisarz współczesny i niezbyt poprawny ) - opowiada Jan Ołdakowski.

Według Ołdakowskiego zaletą, a jednocześnie wadą Lecha Kaczyńskiego, było czysto ludzkie przywiązanie do współpracowników. Prezydent bywał na chrzcinach, weselach, a nawet na niektórych kinderbalach. Bywał emocjonalny i wybuchowy, ale na krótko. Pamiętam taką rozmowę człowieka, który powiedział: "mam wrażenie, że prezydent mnie zwolnił, czy ja mam jutro przychodzić do pracy?". I wszyscy powiedzieli "tak, musisz poczekać, w tej chwili zejść z oczu pana prezydenta i po kilku dniach ta sprawa sama się rozwiąże - wspomina Ołdakowski.

W takich sprawach rzeczywiście pamięć Lecha Kaczyńskiego bywała zawodna. W innych - nigdy. Jego oldschoolowa nokia nie zawierała numerów telefonów zapisanych na karcie. Nie musiała, bo prezydent i tak zawsze wystukiwał cyfry na klawiaturze. Najczęściej dzwonił do brata i żony. Żony, którą niezmiennie nazywał "Maleństwem" albo "Maluszkiem".