Przed biało-czerwonymi ostatni mecz grupowy na Euro 2020. Pokonanie Szwecji da nam 1/8 finału. Inny wynik zakończy dla nas turniej. Najmłodsi kibice tego nie pamiętają, ale był taki okres, kiedy słowo "Szwecja" wywoływało wręcz lawinę złych myśli, złych skojarzeń i generalnie kierowało nas w stronę słowa „porażka”. Czy kadra Paulo Sousy to zmieni? Po remisie w Sewilli można wierzyć, że tak.

Szwedzi byli sensacją piłkarskiego mundialu w 1994 roku. Tercet napastników: Kennet Andersson, Martin Dahlin i Thomas Brolin strzelił na tamtym turnieju 12 goli! Ba, w meczu o brąz z Bułgarią wygranym 4:0 swoje trafienie zanotował nawet Henrik Larsson, który później wyrósł na gwiazdę światowego formatu. Co prawda Szwedów zabrało na Euro 1996 i na mundialu we Francji w 1998 roku, ale swoje chwile chwały w latach 90. mieli. Zupełnie inaczej niż Polacy. Dla nas to okres smuty, choć piłkarzy mieliśmy całkiem niezłych.

W 1997 roku zagraliśmy ze Szwecją towarzysko remisując 2:2. Dla rywali trafił Par Zetterberg, a dla nas Radosław Kałużny i Krzysztof Bukalski. I był to początek dłuższej serii polsko-szwedzkich pojedynków.

W eliminacjach Euro 2000 zagraliśmy dwukrotnie. Bilans bramkowy to 0:3. Liczba zdobytych punktów zero. Mecz w Chorzowie zakończył się tylko jednym trafieniem Frederika Ljunberga. Zaczęło się od straty Jerzego Brzęczka w środku pola. Źle przyjął piłkę. Jeden ze Szwedów odebrał mu ją wślizgiem. Futbolówka poleciała na lewe skrzydło do Ljungberga. Ten przebiegł z piłką prawie pół boiska. Brzęczek go nie dogonił, obrońca nie zdążył z interwencją i Szwed już na wślizgu wbił pikę do bramki obok naszego bramkarz Kazimierza Sidorczuka.

I jeśli nasza reprezentacja ma tych Szwedów pokonać, to może po ponad 20 latach będziemy mogli wymazać z pamięci tego gola. Przyznam, że choć było jeszcze kilka konfrontacji ze Szwecją, to tego gola pamiętam najlepiej. Na wyjeździe w trakcie eliminacji dostaliśmy 0:2.

W eliminacjach Euro 2004 powtórka z rozrywki. Z tą różnicą, że w Chorzowie było 0:3, ale w Sztokholmie ponowie 0:2. Był jeszcze mecz towarzyski w 2004 roku i porażka 1:3, bo w końcówce trafił dla nas Damian Gorawski.

Szwedzi zatem niezbyt dobrze kojarzą nam się z Euro, choć nie zagraliśmy z nimi od 17 lat. Warto jednak nadmienić, że mimo upływu czasu dwa razy przeciwko Polsce zagrał Zlatan Ibrahimović.

Zatrzymać Isaka

Jego jednak na Euro 2020 nie ma. Jest za to Alexander Isak. Dynamiczny, szybki, zwrotny i piekielnie niebezpieczny. Czy nasza obrona za nim nadąży, czy będziemy potrafili go zatrzymać?

Ktoś powie, że co to za zagrożenie, skoro na turnieju jeszcze nie strzelił gola, ale nikt, kto oglądał dwa mecze Szwedów, nie powie, że to będzie dla naszej defensywy luz-blues.

Szwedzi mają kilka bardzo prostych, ale skutecznych rozwiązań. Szybko przechodzenia z obrony do ataku, wyprowadzanie kontrataków to jedna z tych broni. Pokazali to kilkakrotnie przeciwko Hiszpanom. Mogli ich w Sewilli pokonać. Brakowało wykończenia. W tamtym meczu Szwedzi generalnie oddali piłkę Hiszpanom zgodnie z hasłem: "masz piłkę i się martw". Hiszpanie jednak nic nie wymyślili. Słowacy zresztą też. Mieli piłkę przy nodze częściej niż Szwedzi, ale po karnym Emila Forberga przegrali 0:1.

Zatem Szwecja po dwóch meczach ma 4 punkty i bilans bramek 1:0. Bez fajerwerków w ataku, ale za to ze szczelną obroną. Kontrola, odpowiedzialność, skupienie, umiejętne przesuwanie się poszczególnych formacji. To ma wytrącać z uderzania drużynę rywali. A z przodu? Będą sytuacje i coś tam wpadnie. Taka wydaje się być recepta na grę drużyny Janne Anderssona. Wyjątkowo nieprzyjemny rywal ta Szwecja.

Jaki plan Sousy?

Czy Paulo Sousa coś wymyśli? Z Hiszpanią było zaangażowanie, dużo walki, ale to wszystko było wykonywane zgodnie z planem selekcjonera. Bez planu byłby zamęt i bałagan. Teraz planu i jego realizacji będziemy potrzebować jeszcze bardziej. Czeka nas zupełnie inny mecz niż ten w Sewilli. Będziemy mieli częściej piłkę w posiadaniu.

Szwedzi mogą czekać cofnięci i zapewne pozostawią niewiele przestrzeni pomiędzy swoją linią obrony i pomocy. Czy mamy piłkarzy, którzy mogą to rozmontować? Wierzę, że tak. Piotr Zieliński na pewno potrafi jednym podaniem to zrobić. Robert Lewandowski potrafi sobie przestrzeń w polu karnym stworzyć, co pokazał przeciwko Hiszpanii.

Znów bardzo ważne będą nasze wahadła, ale także odpowiedzialność w defensywie i konieczność odebrania rywalowi waloru w postaci szybkiego ataku.

Wszystko to razem trudna sprawa, bo Szwedzi w tym meczu nie będą musieli się spieszyć. Oni mają już awans do kolejnej rundy. My potrzebujemy zwycięstwa.

Czy to będzie bokserski pojedynek niczym w wadze ciężkiej, w którym oczekuje się na jedną silny cios dający nokaut, czy raczej wymiana ciosów? W ciemno można stawiać na pierwszy scenariusz, ale nasz selekcjoner lubi i potrafi zaskakiwać. Nie zawsze wszystko wychodzi, ale w Sewilli było widać, że to wszystko idzie w dobrym kierunku.

Na pewno strata bramki będzie dla nas ogromnym problemem. Szwedzi nieczęsto tracą tyle bramek. Poprzednio przegrali z Danią 0:2 w listopadzie. Po dwa lub więcej goli w 2020 roku strzeliła im Portugalia czy Francja. Czy nas na to stać? Pytanie wydaje się zasadne. Trzeba też spojrzeć uczciwie w statystyki i przypomnieć sobie, że za Sousy pokonaliśmy tylko Andorę, a licznik meczów selekcjonera wskazuje już 7 spotkań.

Grupowe scenariusze

Dla nas jest jedno wyjście i jedna szansa. Pokonać Szwecję i awansować. Ale z którego miejsca? I kto oprócz nas awansuje?

Szwedzi z grupy wyjdą bez względu na wynik meczu z Polską. Hiszpania musi pokonać Słowaków. Naszym sąsiadom z południa już remis da awans.

Mamy na przykład scenariusz, w którym... wygrywamy grupę. Musimy pokonać Szwecję 2:1 lub wyżej. Jeśli jednocześnie Słowacja zremisuje z Hiszpanią, będziemy na pierwszym miejscu. Jeśli pokonamy Szwecję 1:0 (przy remisie Hiszpanii ze Słowacją), będziemy na drugiej pozycji. Jeśli Hiszpanie wygrają, to nasze zwycięstwo da nam w grupie drugą lokatę. Oprócz Szwecji każdy z naszej grupy może dziś wywalczyć o awans. Możliwe, że grupowa tabela zmieni się pomiędzy 18:00 a 20:00 kilka razy.

Wiara przenosi góry

Ponownie nie wiem przed meczem Polaków, co myśleć i na co się nastawić. Po Słowacji byłem podłamany. Po meczu w Sewilli popadłem w stan kontrolowanej euforii, choć gdy tuż po bramce Lewandowskiego sędzia podyktował rzut karny, pomyślałem "znowu to samo". Tym razem było jednak inaczej. Mieliśmy szczęście, ale to tylko mała składowa tego remisu.

Może więc i ze Szwecją będzie plan, dobra realizacja i może będzie przydatne przecież szczęście. Nie mam poczucia, że musi być źle. Nie planuję naszej drużynie meczu w 1/8 finału. Chcę zobaczyć od 18:00 zaangażowanie, emocje i po cichu pragnę happy-endu. Chcę takiej radości jak w poniedziałek Duńczyków na stadionie Parken. Chcę jeszcze jednego, czwartego dla nas meczu na Euro. Wierzę, że to możliwy scenariusz. I tego się trzymam.

 

Opracowanie: