Jeśli brytyjska Izba Gmin zatwierdzi w przyszłym tygodniu umowę ws. warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - Bruksela zgodzi się na opóźnienie brexitu do 22 maja. Takie ustalenia znalazły się we wstępnym projekcie dokumentu przygotowanego przez uczestników unijnego szczytu w belgijskiej stolicy. Wskazany w projekcie termin nie jest przypadkowy: dzień później rozpoczną się wybory do Parlamentu Europejskiego.

Termin wyborów do PE ma dla opóźnienia brexitu kluczowe znaczenie - zarówno polityczne, jak i prawne.

W Brukseli uznaje się, że nie ma możliwości przesunięcia brexitu na czas po 22 maja, jeśli Wielka Brytania nie zorganizuje u siebie eurowyborów - a Londyn swój udział w majowej elekcji wcześniej wykluczał.

Co więcej - jak donosiła korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon - kraje UE obawiają się, że rząd Theresy May mógłby upaść i Londyn mógłby wycofać się z podjętych przez May zobowiązań.

12 kwietnia kluczowy w brexitowej układance

Ze wstępnego projektu dokumentu, przygotowanego przez uczestników szczytu UE, wynika, że kluczową datą będzie w tej brexitowej układance 12 kwietnia, a zaproponował ją przewodniczący PE Antonio Tajani: do tego dnia Londyn ma czas na decyzję, czy weźmie udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Jeżeli do tego momentu Izba Gmin zaakceptuje wynegocjowaną już wcześniej umowę rozwodową, to na wyjście z Unii Londyn będzie miał czas do 22 maja. Jeżeli natomiast takiej akceptacji nie będzie, to Brytyjczycy będą musieli opuścić Wspólnotę wcześniej.

Jak zaznacza Katarzyna Szymańska-Borginon: to rozwiązanie o wiele bardziej elastyczne od początkowych propozycji.

Mateusz Morawiecki największym adwokatem strategii Theresy May

Przed rozpoczęciem szczytu jedynym krajem UE, który oficjalnie popierał brytyjski wniosek o wydłużenie brexitu do 30 czerwca, była Polska: Mateusz Morawiecki wydawał się największym adwokatem strategii Theresy May. Podczas gdy większość unijnych przywódców próbowała wywrzeć na Londyn presję, szef polskiego rządu apelował o zrozumienie i elastyczność. Zapowiadał również, że będzie namawiał innych przywódców, by dać Wielkiej Brytanii szansę i przedłużyć brexit o 2-3 miesiące bez stawiania Londynowi jakichkolwiek warunków.

Myślę, że warto kompromisowo dać parę miesięcy naszym przyjaciołom na wyjście z UE - mówił Mateusz Morawiecki dziennikarzom.

Będę również przestrzegał przed tymi ryzykownymi apelami, które bardzo mocno skracają termin do 29 marca - to już praktycznie za tydzień, a więc tworzą sytuację ogromnej presji, stawiając Wielką Brytanię pod ścianą - zaznaczył.

Przekonywał również, że "stawianie jakichś dodatkowych warunków - tak jak to robią teraz niektórzy - zmniejsza prawdopodobieństwo uzgodnienia na poziomie brytyjskim tego, co jest dobrą umową wyjścia".

Jednym z tych, którzy mówili przed szczytem o dodatkowych warunkach, był szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Po tym, jak Theresa May zwróciła się do niego z formalnym wnioskiem o opóźnienie brexitu do 30 czerwca, Tusk oświadczył: W świetle konsultacji, które odbyłem w ciągu ostatnich dni, wierzę, że możliwe jest krótkie wydłużenie procesu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jednak warunkowo w oparciu o pozytywny wynik głosowania nad porozumieniem rozwodowym w Izbie Gmin.

Głosowanie to zaplanowane jest na przyszły tydzień. Kłopot w tym, że brytyjscy posłowie już dwukrotnie odrzucili wynegocjowane przez Brukselę i rząd May porozumienie - a przed rozpoczęciem szczytu szefowie państw i rządów jednogłośnie mówili, że nie może być mowy o zmianie umowy.

Porozumienie zostało bardzo dobrze wynegocjowane, więc nasza przestrzeń manewru jest ograniczona - podkreślała kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Podobnie jak inni unijni przywódcy Merkel nie wykluczała jednak nadal tzw. twardego brexitu, czyli wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii bez porozumienia.

Jedną z opcji jest to, że porozumienie o wyjściu (...) uzyska większość w brytyjskim parlamencie. Ale musimy także przygotować się na możliwość, że tak się nie stanie - i wtedy zdecydujemy, co zrobić w takiej sytuacji - mówiła Merkel przed szczytem.

Prezydent Francji Emmanuel Macron stawiał sprawę jeszcze bardziej stanowczo: wskazywał, że unijna "27" może zgodzić się na krótkie przedłużenie brexitu tylko w przypadku, gdy Izba Gmin zaaprobuje w głosowaniu umowę rozwodową.

Możemy dyskutować i zgodzić się na przedłużenie, jeśli będzie ono techniczne i tylko w przypadku głosowania na "tak" w sprawie porozumienia, które negocjowaliśmy dwa lata. W przypadku głosowania na "nie" będzie to na pewno prowadziło wszystkich do bezumownego wyjścia - ostrzegał francuski prezydent.