Nie ma możliwości walki z Royem Jonesem juniorem. Za to z każdym tygodniem w górę idzie cena za pojedynek z braćmi Kliczko - mówi Tomasz Adamek w wywiadzie dla eurosport.pl i nie wyklucza, że do takiego pojedynku mogłoby dojść przed końcem przyszłego roku. Dodaje też, że najbliższą walkę chętnie stoczyłby nad Wisłą: Jestem Polakiem i zaboksować raz na półtora roku w ojczyźnie to byłaby dla mnie wielka przyjemność.

W nocy z 9 na 10 grudnia Adamek już w piątej rundzie wygrał przez techniczny nokaut pojedynek z Amerykaninem włoskiego pochodzenia Vinnym Maddalone. Teraz, pytany przez eurosport.pl, kiedy dowiemy się, z kim skrzyżuje rękawice w przyszłym roku, odpowiada: Myślę, że dość prędko. Nie wiadomo jeszcze, czy to będzie Polska 9 kwietnia w Katowicach, czy 16 kwietnia w Prudential Center w Newark. Musimy poczekać kilka dni. Dodaje też, że walka w kraju byłaby dla niego przyjemnością. Fajnie jest pokazać się przed rodakami. Teraz wszystko jednak zależy od sponsorów. Wiem, że Polsat jest mocno zainteresowany - zdradza. Pytany o przeciwnika, odpowiada, że to musiałby być ktoś z czołówki rankingu IBF (Derrick Rossy, Eddie Chambers. Samuel Peter). Taka walka nie będzie łatwa i tania. Wiadomo, że tacy pięściarze mocno się cenią.

Właśnie pieniądze - jak mówi pięściarz - stanęły na przeszkodzie jego walce z Francuzem Jeanem Markiem Mormeckiem: On chce walczyć. Jego przedstawiciele dzwonili do Ziggy'ego (Rozalskiego) przed walką, czy nawet zaraz po, ale zażyczyli sobie straszną sumę, która jest po prostu nierealna. Jasne, że każdy chce zarobić, bo to jest biznes. Na pewno taki pojedynek nie będzie miał miejsca, bo tak jak mówię, warunki finansowe są za wysokie.

Według Adamka, w najbliższym czasie nie spotka się w ringu również z Rosjaninem Aleksandrem Powietkinem, który obserwował jego ostatni pojedynek z Vinnym Maddalone. Jego ludzie mają inny plan. On chce jeszcze 2-3 walki w przyszłym roku. Jego promotorzy wolą, żeby się jeszcze rozwijał. Dla niego to nie jest jeszcze czas na pojedynki ze mną. Ona ma jeszcze zbyt mało walk na koncie - podkreśla polski bokser.

W rozmowie pojawia się również temat pojedynku z braćmi Kliczko. Według eurosport.pl, Ziggy Rozalski chciałby zorganizować tę walkę dopiero po wygaśnięciu umowy z grupą promotorską Main Events, co nastąpi w grudniu przyszłego roku. Cel: zarobić na walce więcej. Pytany o te plany Adamek odpowiada: To wszystko będzie zależało od tego, ile będzie w stanie zapłacić nam HBO. Ziggy rozmawia z przedstawicielami tej telewizji od wielu miesięcy. Z każdym tygodniem cena idzie w górę. Jeżeli ta suma będzie na tyle atrakcyjna dla mojego obozu i dla obozu Kliczków, to bez wątpienia my taką opcję rozważymy i będziemy walczyć wcześniej. Wszystko jest możliwe i nie jest powiedziane, że do takiego pojedynku nie dojdzie przed grudniem. Ziggy wie, co robi, i strona braci Kliczko wie, jak trzeba działać. To są wielcy biznesmeni. Wszyscy wiedzą, co trzeba zrobić, aby stworzyć nie tylko wielki show, ale również zarobić dużo pieniędzy. Jesteśmy cierpliwi i czekamy na dobre sygnały.

Adamek: Kibice mogą mówić o Maddalone, że to kelner. Ale to twardy zawodnik

O pojedynku z Vinnym Maddalone polski pięściarz mówi, że emocje były bardzo duże przed samą walką i po walce. Bardzo się cieszę, że wszystko tak dobrze wyszło. Każdy mój kolejny pojedynek, to przecież być albo nie być. To nie jest tak, że wchodzę do ringu bez żadnej napinki, tak jak do restauracji na obiad. To była moja czwarta walka w tym roku, ale jestem bez wątpienia po niej najmniej poobijany. Najważniejsze jest to, że jestem zdrowy i udało mi się ten rok zamknąć szczęśliwe.

Odnosi się też do głosów, że Maddalone był "kelnerem". Zawsze będą takie głosy - i dobre, i złe. Ale przecież trzeba pamiętać, że były mistrz świata wagi junior ciężkiej Franzuz Jean Marc Mormeck niedawno męczył się z nim przez osiem rund. Tam walka była ząb za ząb, a ja rozbiłem Maddalone w ciągu pięciu rund. Bazowałem na szybkości i można powiedzieć, że wręcz ośmieszyłem rywala. Niektórzy kibice mogą tak go odbierać, że był to kelner. Ale to naprawdę był twardy zawodnik, który w każdej walce, nawet gdy przegrywał, to pokazywał, że ma duże serce. Nigdy się nie poddawał. Tutaj był zrezygnowany, no bo jednak moja szybkość brała górę - podkreśla Adamek. Przyznaje też, że właśnie szybkość to jego atut w wadze ciężkiej: Patrzyłem na walkę Maddalone z Holyfieldem i tam narożnik mojego czwartkowego przeciwnika także go podał. Vinny wtedy jednak mocno protestował i chciał walczyć dalej. Tym razem tak nie było. On czuł, że jego czas był bliski. Przyznał przecież później, że byłem dla niego za szybki. A głosy krytyki zawsze będą i trzeba się po prostu z tym pogodzić.

eurosport.pl