W poniedziałek wieczorem w centrum Warszawy odbyła się demonstracja wyrażająca solidarność z Białorusinami i poparcie dla tamtejszej opozycji. Pod pomnik Mikołaja Kopernika na Krakowskim Przedmieściu przybyło wielu Białorusinów mieszkających lub uczących się w Polsce, Polaków, a także Ukraińców. Manifestanci mieli ze sobą historyczne biało-czerwono-białe flagi Białorusi i transparenty zarówno w języku polskim, jak i białoruskim, z apelami o wolność i prawdę. "Zwracam się do całej Europy, bardzo proszę, pomóżcie nam, bo w tej chwili niedaleko domu moich rodziców zabijają ludzi" - mówiła wzruszona jedna z uczestniczek demonstracji.

Podczas demonstracji głos zabrała m.in. Irena Biernacka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie. Jak powiedziała później PAP, w poniedziałek do Warszawy przyjechała w innych sprawach i tu dowiedziała się o spotkaniu. Jestem Polką mieszkająca na Białorusi. Mam polskie korzenie i przekazuję to swoim dzieciom, ale bardzo szanuję Białorusinów, bo to są nasi bracia - podkreśliła.

W manifestacji uczestniczyła także Sasza, która na co dzień studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim. Jej rodzina pozostała w Mińsku, ale - jak powiedziała - nie uczestniczyła w tamtejszych protestach. Mam nadzieję, że nie pójdą na nie, bo bardzo się boję - przyznała. Na Białorusi jest okropna sytuacja. Chciałabym jakoś pomóc, ale nie mogę. Chcę prosić o pomoc wszystkich, którzy mogą działać. Mam nadzieję, że Unia Europejska zrobi coś, aby poprawić sytuację Białorusinów. Ludzie naprawdę są przeciwko obecnej władzy na Białorusi - podkreśliła.


20-letni Mikita, studiujący stosunki międzynarodowe na UW, powiedział PAP, że chciałby być teraz na Białorusi. W moich rodaków, moją rodzinę, w moich kolegów strzelają, biją ich, łamią kości - to dla mnie wielki ból. Myślę, że jedyne, co możemy zrobić, to przyjść tutaj i prosić o pomoc Polskę i cały świat - stwierdził. 

Według wstępnych wyników w wyborach zwyciężył urzędujący prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, zdobywając 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 10,09 proc. Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Wieczorem na ulicach Mińska doszło do protestów, które zostały stłumione przez siły bezpieczeństwa. Do starć doszło też w Grodnie, w Witebsku i innych miastach.