Niemiecka policja poszukuje Tunezyjczyka w związku z poniedziałkowym zamachem w Berlinie - pisze „Der Spiegel” w internetowym wydaniu. Według tygodnika w szoferce ciężarówki użytej do zamachu znaleziono dokument tożsamości. ​Jak pisze „Der Spiegel” dokument mógł wypaść, gdy zamachowiec walczył z polskim kierowcą. Poszukiwany to 24-letni Tunezyjczyk Anis A. W poniedziałkowym zamachu zginęło 12 osób, a 48 zostało rannych.

Niemiecka policja poszukuje Tunezyjczyka w związku z poniedziałkowym zamachem w Berlinie - pisze „Der Spiegel” w internetowym wydaniu. Według tygodnika w szoferce ciężarówki użytej do zamachu znaleziono dokument tożsamości. ​Jak pisze „Der Spiegel” dokument mógł wypaść, gdy zamachowiec walczył z polskim kierowcą. Poszukiwany to 24-letni Tunezyjczyk Anis A. W poniedziałkowym zamachu zginęło 12 osób, a 48 zostało rannych.
Miejsce poniedziałkowego zamachu /Britta Pedersen /PAP/EPA

Według tygodnika pod fotelem kierowcy ciężarówki użytej do zamachu znaleziono „najprawdopodobniej zaświadczenie o tym, że ma pobyt tolerowany (w Niemczech)”. Z dokumentu wynika, że Anis A. urodził się w 1992 roku w mieście Tatawin.

„Der Spiegel” pisze, że podejrzany jest też znany pod innymi nazwiskami i datami urodzenia. Wydawany w Moguncji dziennik „Allgemeine Zeitung” podał, że podejrzany to Ahmed A. i że jego dokument został wystawiony w Nadrenii Północnej-Westfalii.

Z kolei "Sueddeutsche Zeitung" podał, że Tunezyjczyk Anis A. kontaktował się z grupą aresztowanego niedawno Abu Walaa, ważnego przedstawiciela Państwa Islamskiego (IS) w Niemczech. Według niemieckich mediów mężczyzna złożył wniosek o azyl w Niemczech i otrzymał pozwolenie na pobyt w tym kraju. 

Podawał się za Egipcjanina, może być ranny

Jak informuje nasz korespondent w Berlinie, poszukiwany Tunezyjczyk używa kilku tożsamości. Podawał się miedzy innymi za Egipcjanina. 23-latek mieszkał między innymi w Zagłębiu Ruhry - tam miał wystawione ostatnie dokumenty, choć przebywał też w Dreźnie i w Berlinie. Miał zostać odesłany do Tunezji, ale już kilka razy się to nie udało. W lipcu był nawet w obozie dla osób szykowanych do wyjazdu - już miesiąc później został jednak zatrzymany jako podejrzany o pobicie. 

Poszukiwania Tunezyjczyka są prowadzone w całym kraju. Sprawdzane są także szpitale, bo mężczyzna jest prawdopodobnie ranny. 

Polski kierowca żył, gdy zamachowiec wjeżdżał w tłum na jarmarku

Wcześniej niemiecki nadawca radiowo-telewizyjny rbb informował, że niemiecka policja zatrzymała kolejnego podejrzanego. Został już jednak wypuszczony na wolność. Pierwszego podejrzanego, zatrzymanego w poniedziałek pakistańskiego uchodźcę, zwolniono we wtorek z braku dowodów.

"Bild" napisał dziś, że polski kierowca żył, gdy zamachowiec w poniedziałek wieczorem wjeżdżał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Mają na to wskazywać wyniki oględzin zwłok Polaka.

Policja dotąd nie informowała w żaden sposób o przebiegu wydarzeń w kabinie. Jak pisze "Bild", 37-latek rzeczywiście miał być świadomy tego, co się dzieje. Według anonimowego policyjnego źródła gazety kierowca miał rzucić się na zamachowca, by próbować go powstrzymać. Stąd ślady walki i rany od noża, o których mówi właściciel firmy transportowej. Śmiertelny strzał miał paść już po tym, jak ciężarówka stanęła. Terrorysta miał wtedy zabić Polaka i uciec.

Wczoraj minister spraw wewnętrznych Brandenburgii Karl-Heinz Schroeter informował, że polski kierowca został zastrzelony przed atakiem. Schroeter podkreślił, że Polak jest ofiarą, a nie zamachowcem.

Właściciel firmy transportowej z Gryfina, do której należała użyta w zamachu w Berlinie ciężarówka, zidentyfikował ciało swojego pracownika i kuzyna. Jak mówił nam już wczoraj Ariel Żurawski, widać, że kierowca stawiał opór. Na zdjęciu była sama twarz mojego kuzyna. Były widoczne rany kłute. Było widać, że walczył. Twarz była cała opuchnięta, zakrwawiona. O tym ranach postrzałowych dowiedziałem się od policji - nie dość, że był cały podźgany, to jeszcze zastrzelony - mówił Żurawski.

W poniedziałek o godz. 14 po raz ostatni kierowcę zarejestrowały kamery monitoringu w barze, niedaleko miejsca gdzie oczekiwał na rozładunek tira. Mężczyzna o godz. 15 rozmawiał jeszcze z żoną. O 15:45 nadajnik GPS zarejestrował podejrzane ruchy samochodu. Samochód był odpalany, gaszony, jechał do przodu, do tyłu - tak, jakby ktoś, kto kierował tym samochodem, uczył się jeździć. Później do 19:40 nie było żadnych ruchów. Samochód cały czas stał w tym samym miejscu, a o 19 z minutami ruszył. I dojechał - dodawał wczoraj Żurawski.

W poniedziałek wieczorem, zanim ujawniono informację o tym, że w ciężarówce znaleziono ciało Polaka, Żurawski mówił w rozmowie z RMF FM, iż jego pracownik wracał z Włoch. Czekał do jutra, bo mieli go w Berlinie rozładować. Mówił, że to była dziwna dzielnica, bo sami muzułmanie - mówił Żurawski.

Związana z dżihadystami agencja prasowa Amak poinformowała wczoraj, że Państwo Islamskie przyznało się do zamachu w Berlinie. Żołnierz Państwa Islamskiego przeprowadził operację w Berlinie w odpowiedzi na wezwania do ataków na obywateli krajów międzynarodowej koalicji walczącej z ISIS - głosi oświadczenie propagandowej agencji.

(mpw, mal)