W centrum Berlina - niedaleko miejsca tragedii, w której zginęło 12 osób - zorganizowano dziś dwie demonstracje: lewicową i prawicową. Policja oddzieliła barierkami obie grupy.

Zwolennicy prawicy oskarżają kanclerz Angelę Merkel i przywódców UE o to, że wspierając przyjmowanie uchodźców, doprowadzili do poniedziałkowej tragedii. 

Z kolei zwolennicy lewicy sprzeciwiają się wykorzystywaniu tragedii przez prawicę. Około 200-osobowa grupa głosi hasła: "Miłość zamiast nienawiści".

Wspieramy rodziny ofiar zamachu, ale też sprzeciwiamy się wykorzystywaniu tej tragedii przez prawicę i rasistów do głoszenia nienawiści - mówi jeden z rozmówców naszego korespondenta. Inna uczestniczka manifestacji dodaje: To straszne co się stało, ale jestem przeciwko sianiu nienawiści wobec uchodźców i obcokrajowców. 

Ludzie trzymają w rękach czerwone serca wydrukowane na białym tle. 

Wokół obu demonstracji zgromadzono około pół tysiąca policjantów. 

Przypomnijmy, że w sprawie zamachu poszukiwany jest Tunezyjczyk. Wystawiono za nim list gończy.

Mężczyzna wjechał w tłum ludzi na terenie jednego z jarmarków bożonarodzeniowych w Berlinie. Zginęło co najmniej 12 osób, w tym Polak, a 48 zostało rannych, gdy 40-tonowa ciężarówka staranowała ludzi zgromadzonych na kiermaszu.

Berlińskie ministerstwo zdrowia podało, że 12 rannych z bardzo poważnymi obrażeniami nadal przebywa w szpitalu, ale kolejne lżej ranne osoby są wypuszczane do domów.

(mal)