​Domniemany zamachowiec z Berlina Anis Amri składał wniosek o azyl w Niemczech pod ośmioma różnymi tożsamościami, a przed atakiem odwiedził 15 meczetów i kontaktował się przynajmniej z dwoma członkami Państwa Islamskiego - informują niemieckie media.

Już 10 maja Amri został sklasyfikowany jako zagrożenie przez służby w Dusseldorfie. Co ciekawe, Tunezyjczyk był widziany w lutym w Berlinie, choć według papierów nie powinien wyjeżdżać poza region Nadrenii Północnej-Westfalii.

Niemieckie media informują, że Amri podczas swojego pobytu w zachodnim landzie miał kontakt z członkami Państwa Islamskiego. Na liście jego sprzymierzeńców znalazły się osoby z lokalnej komórki salafitów, czyli radykalnych islamistów. 24-latek miał podczas pobytu w Niemczech odwiedzić 15 meczetów, z czego 12 znajdowało się w Nadrenii.

Według służb i kuzyna Amriego dżihadysta był blisko powiązany z terrorystą znanym jako Abu Waala. Mężczyzna nazywany "kaznodzieją bez twarzy" (gdyż na filmach zawsze zasłaniał twarz), aresztowany w listopadzie, był jednym z kluczowym działaczy Państwa Islamskiego w Niemczech.

Anis Amri to domniemany sprawca zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie. W przedświąteczny poniedziałek miał wjechać ciężarówką na plac. Pod kołami pojazdu zginęło jedenaście osób, a około 50 zostało rannych. Zginął także polski kierowca, który próbował powstrzymać sprawcę ataku.

Tunezyjczyk zginął 23 grudnia podczas potyczki z policją we włoskim Mediolanie. W trakcie rutynowej kontroli wyciągnął broń i zaczął strzelać. Funkcjonariusze odpowiedzieli ogniem.

(az)