Od dawna mówiło się o tym, że premier Donald Tusk już w maju 2012 r. dostał od ABW informację o przestępczym charakterze biznesu Marcina P. Tygodnik "wSieci" ujawnia na to dowód. Do tej pory był to jeden z najpilniej strzeżonych dokumentów związanych z aferą. Słynna notatka powstała w czasie, gdy do Amber Gold wpływały największe pieniądze od Polaków omamionych swoistą gorączką złota. Dlaczego już wtedy nie przerwano oszukańczego procederu? Zasadne jest pytanie o pozorowanie pracy przez specsłużby, a nawet sabotaż – piszą publicyści "wSieci".

Od dawna mówiło się o tym, że premier Donald Tusk już w maju 2012 r. dostał od ABW informację o przestępczym charakterze biznesu Marcina P. Tygodnik "wSieci" ujawnia na to dowód. Do tej pory był to jeden z najpilniej strzeżonych dokumentów związanych z aferą. Słynna notatka powstała w czasie, gdy do Amber Gold wpływały największe pieniądze od Polaków omamionych swoistą gorączką złota. Dlaczego już wtedy nie przerwano oszukańczego procederu? Zasadne jest pytanie o pozorowanie pracy przez specsłużby, a nawet sabotaż – piszą publicyści "wSieci".
B. premier Donald Tusk /OLIVIER HOSLET MAXPPP OUT /PAP/EPA

Dziennikarze tygodnika "wSieci" udowadniają, że działalnością Amber Gold można było zająć się znacznie wcześniej. Publikują notatkę szefa ABW, Krzysztofa Bondaryka z 24 maja 2012 r., w której informował najwyższe władze w Polsce, w tym ówczesnego prezydenta oraz premiera, o przestępczej działalności Amber Gold. Pismo pokazuje, że już wtedy ABW miało całkiem niezłą wiedzę na temat działalności firmy Marciana P.

Afera Amber Gold mogła zostać zduszona w zarodku, gdy w 2010 r., na początku istnienia firmy, ABW otrzymywała informacje o podejrzanej działalności piramidy finansowej. Nie zrobiła nic. I można się tylko zastanawiać - co jest większym grzechem służb: bezczynność sprzed siedmiu lat czy pozorowanie działań dwa lata później - zastanawiają się dziennikarze.

W swoim artykule zwracają uwagę na działania podejmowane przez polskie organy ścigania. Pokazują, że już w 2010 działalność Marcina P. budziła uzasadnione obawy.

Mało kto pamięta, że w tej sprawie ślepota zaczęła doskwierać Agencji już w 2010 r. Ujawnił to przed komisją śledczą były dyrektor z Ministerstwa Gospodarki Jarosław Mąka. Jak zeznał, pierwszy raz zawiadomił funkcjonariusza ABW w styczniu bądź lutym 2010 r., gdy Amber Gold przysłało (grudzień 2009 r.) wniosek o rejestrację pierwszego w Polsce domu składowego (ABW otrzymała nawet kserokopie dokumentów spółki). Drugi raz - w czerwcu, po tym jak okazało się, że Marcin P. był karany, więc wykreślono Amber Gold z rejestru domów składowych, na co firma nadesłała kolejny wniosek - z Niemiec. Jak się dowiedzieli dziennikarze tygodnika "wSieci", specsłużba ograniczyła się do sporządzenia notatek z tych spotkań i... o sprawie zapomniała.

Autorzy artykułu zauważają, że od sporządzenia notatki przez Krzysztofa Bondaryka do zatrzymania Marcina P. mijają niemal trzy miesiące i zastanawiają się nad uzasadnieniem tak powolnego działania ABW.

Być może skuteczność ABW byłaby większa, gdyby nie rażąca "nieudolność" funkcjonariuszy. Można tak nazwać nieumiejętność skopiowania zawartości twardych dysków z komputerów Amber Gold, ale niesporządzenie stenogramów z trzech tygodni rozmów telefonicznych Katarzyny P. ( jako "nie mających znaczenia dla prowadzonego postępowania") musi być już działaniem zamierzonym. Analizując harmonogram "pracy" ABW, odnotowujemy pewną zbieżność dat. Michał Tusk, jak zeznał przed komisją śledczą, pracował u oszusta do 15 lipca 2012 r. Dzień później w Agencji powstał plan śledztwa. Co prawda nie rusza ono z kopyta, ale coś zaczyna w sprawie drgać.  

Więcej o działaniach ABW w sprawie Amber Gold w najnowszym numerze „wSieci”.