Amber Gold to była operacja przeprowadzona przez świat gangsterski, który miał umocowanie we wszystkich służbach państwa. Pod rządami PO-PSL mieliśmy jedną wielką prowizorkę i przyzwolenie na okradanie państwa – mówi Małgorzata Wassermann, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.

Amber Gold to była operacja przeprowadzona przez świat gangsterski, który miał umocowanie we wszystkich służbach państwa. Pod rządami PO-PSL mieliśmy jedną wielką prowizorkę i przyzwolenie na okradanie państwa – mówi Małgorzata Wassermann, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.
Szefowa komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann / Bartłomiej Zborowski /PAP

Małgorzata Wassermann w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" odpowiada na pytania dotyczące afery Amber Gold: To przekręt wymyślony przez grupę  osób o potężnych możliwościach. Na  tyle silnych - nie mam tu żadnych wątpliwości - że byli w stanie wyciągnąć  z zakładu karnego Marcina P. i z prymitywnego oszusta zrobić wielkiego menedżera. Nie odbieram mu, że jest inteligentny, bo jest. Potrzebowali  człowieka, który dawałby gwarancję  szczelności. I daje ją do dziś, choć  siedzi już pięć lat, w trudnych warunkach, w samotności - czytamy - Dziś mogę już z pewnością powiedzieć, że była to operacja przeprowadzona przez świat gangsterski, który miał swoje umocowanie we wszystkich służbach państwa. A według definicji  tak właśnie działa mafia - odważnie stawia tezę przewodnicząca komisji.

Posłanka zdradza również, jaki wkład w przygotowaniach do wykonywanego przez nią zawodu  miał jej ojciec: Raczej dawał mi przykład swoją postawą i drogą życiową. Szkołę wybrałam sobie sama, podobnie moje rodzeństwo, rodzice w to nie ingerowali. Gdy zmieniałam szkołę, mama i tata to akceptowali, dyskusji nie było. Pamiętam natomiast rozmowę przed pójściem na studia prawnicze. Wtedy zapytał, czy zdaję sobie  sprawę z tego, że będę miała do czynienia z przestępcami. Odpowiedziałam, że doskonale o tym wiem. I na tym właściwie się skończyło. Wiem, że wynikało to z troski. Ojciec miał spore doświadczenie z czasu, gdy był prokuratorem. Nie wiadomo było, do czego zostanie wezwany w czasie dyżuru. Ściągano go np. do więzienia, bo któryś z osadzonych połknął szpilki i był w stanie agonalnym. Chciał mieć pewność, że świadomie wybieram zawód, który powoduje nieustanny kontakt z dość brutalnym światem. Jest też druga strona  medalu - uczestniczyłam w procesach, w których miałam przeświadczenie, że oskarża się ludzi zupełnie niewinnych, by kryć przestępców. To jest najtrudniejsza rola, gdy masz  poczucie, że wymiar sprawiedliwości po prostu cię wrabia.

Wywiad z Małgorzatą Wassermann w najnowszym wydaniu tygodnika "Sieci"