Linie lotnicze OLT Express miały być dla gdańskiego lotniska szansą na rozwój - mówił przed komisją śledczą prezes Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Kloskowski. "Nie wiedzieliśmy, że szef Amber Gold Marcin P. to oszust, nie wiedziałem, że oszuka mnie i moją firmę" - dodawał. Duża część przesłuchania dotyczyła okoliczności zatrudnienia w porcie lotniczym Michała Tuska - syna ówczesnego premiera Donalda Tuska - a także jego współpracy z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT-Express.

W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe). Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.

Szef gdańskiego lotniska powiedział przed komisją, że szefa Amber Gold Marcina P. poznał w połowie 2011 r. Jak tłumaczył, wstępną fazą negocjacji z przewoźnikami zajmował się wówczas dział marketingu lotniska. Ale - dodał - "w pewnym momencie wchodzę ja". Mieliśmy spotkanie w obecności kierownika działu marketingu, moim, pana Marcina P., na którym - z tego co pamiętam - Marcin P. przedstawił się jako inwestor, który będzie inwestował w Jet Air i w przyszłości będzie rozwijał siatkę połączeń - relacjonował Kloskowski.

Zaznaczył jednocześnie, że wcześniej nie znał szefa Amber Gold, jego przeszłości, nie wiedział też czym zajmowała się jego firma. Powiem szczerze, że jak kierownik marketingu zaprosił mnie na to spotkanie, to sam zadałem pytanie: a kto to jest właściciel Amber Gold? - powiedział Kloskowski.

Joanna Kopcińska (PiS) dopytywała świadka, czy jako prezes portu lotniczego sprawdzał firmę Amber Gold jako potencjalnego inwestora. Nie miałem takiej potrzeby, aby się interesować. Nie jest to praktykowane w biznesie lotniczym, żebyśmy swoich kontrahentów, zwłaszcza na pierwszym spotkaniu, sprawdzali wywiadowniami gospodarczymi - odpowiedział Kloskowski.

Jak tłumaczył, linie lotnicze są kontrahentami portu lotniczego, a nadzorem nad przewoźnikami zajmuje się Urząd Lotnictwa Cywilnego i to ta instytucja powinna prześwietlić danego przewoźnika.

Kloskowski zatrudnił Michała Tuska, bo uważał go za cennego pracownika

Duża część wtorkowego przesłuchania prezesa zarządu Portu Lotniczego w Gdańsku przed komisją śledczą ds. Amber Gold dotyczyła okoliczności zatrudnienia w porcie lotniczym Michała Tuska - syna ówczesnego premiera Donalda Tuska - a także jego współpracy z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT-Express.

Posłanka Kopcińska spytała, od kiedy Kloskowski zna Michała Tuska. Michała Tuska znam, no jak był dziennikarzem "Gazety Wyborczej", myślę, że gdzieś od lat 2007. Pan Michał Tusk został u nas zatrudniony w 2012 r., a znałem go kilka lat wcześniej - odpowiedział Kloskowski. Przyznał jednocześnie, że zatrudnienie Michała Tuska w Porcie Lotniczym w Gdańsku było jego indywidualną decyzją.

Jak tłumaczył, w kwietniu 2012 r. zatrudnił Tuska, bo uważał go za cennego pracownika. Michał Tusk miał umiejętność spojrzenia na biznes lotniskowy oczami drugiej strony, oczami linii lotniczej - mówił. Umiejętne zaplanowanie siatki połączeń, umiejętne rozłożenia lotów w godzinach (...), to umiejętność, którą pan Tusk posiadał - dodał.

Świadek zapewniał, że z nikim o zatrudnieniu Michała Tuska nie rozmawiał, nie zna też prywatnie ani b. premiera Donalda Tuska, ani b. ministra transportu Sławomira Nowaka - spotykał ich tylko przy oficjalnych okazjach, np. podczas uroczystości zakończenia budowy terminalu na lotnisku.

Przyznał też, że z Michałem Tuskiem podpisana została "standardowa umowa", taka jak ze wszystkimi pracownikami. W umowie tej, dodał, nie był sformułowany zakaz konkurencji.

Kloskowski poinformował, że polecał ówczesnemu dyrektorowi zarządzającemu OLT Express Jarosławowi Frankowskiemu Michała Tuska, jako człowieka, który mógłby się zająć PR-em dla OLT. Wtedy jednak Michał Tusk nie był jeszcze pracownikiem portu lotniczego. Swoich pracowników nie polecam - zaznaczył. Nigdy natomiast, dodał, o Michale Tusku nie rozmawiał z szefem Amber Gold Marcinem P.

W sprawie potencjalnego konfliktu interesów Kloskowski przyznawał, że jest powszechną praktyką, iż "pracownicy zatrudnieni na umowach o pracę wykonują różne czynności dla innych pracodawców". Jeżeli to nie jest w kolizji, to dla mnie jest akceptowalne - powiedział.

Przyznał, że istnieje zawsze teoretyczna możliwość, iż pracownik "wyniesie" wrażliwe dane pracodawcy na zewnątrz, ale nie musi to być związane z zatrudnieniem w innym miejscu. Mówił też, że w jego 22-letniej karierze nie zdarzył się ani jeden taki przypadek.

Dopytywany o konkretny przypadek Michała Tuska, pracującego dla portu lotniczego w Gdańsku i współpracującego z obsługiwaną przez ten port linią OLT Express, przyznał, że wiedział o tej współpracy syna premiera. Zwracał zarazem uwagę, że w znanych mailach tego ostatniego nie ma jednak żadnych informacji "wrażliwych", które mógł poznać dzięki pracy w porcie, a które byłyby ważne dla OLT Express.

Dopytywany przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann (PiS) potwierdził, że Michał Tusk miał np. wiedzę o opłatach lotniskowych, wynegocjowanych przez inne linie lotnicze i gdyby te informacje ujawnił OLT Express, byłoby to ujawnienie danych wrażliwych, za co on "ścigałby" syna premiera. Stwierdził, że była "możliwość wyniesienia danych wrażliwych przez Michała Tuska". Powiedział zarazem, że nic takiego nie nastąpiło, a linie OLT Express w ogóle nie negocjowały opłat lotniskowych.

Kloskowski zaprzeczył też temu, co powiedział przed komisją Jarosław Frankowski, że doszło do spotkania, w którym ze strony OLT Express brali udział Marcin P. i sam Frankowski, a ze strony portu Kloskowski i Michał Tusk. To jest nieprawda, takiego spotkania nigdy nie było - oświadczył. Jeżeli tak zeznał pan Frankowski, to kłamał - dodał.

Przyznał, że była podobna rozmowa o przyszłości OLT Express w hotelu Hilton, ale obok Marcina P., Frankowskiego i jego samego brał udział szef marketingu portu lotniczego, a nie Michał Tusk. Członkowie komisji nie wykluczyli wobec tego konfrontacji między Kloskowskim, a Frankowskim.

Świadek mówił także, że z Marcinem P. spotkał się tylko dwa razy i podczas tych spotkań Marcin P. w ogóle nie zabierał głosu na temat branży lotniczej, bo najwyraźniej "nie miał o niej pojęcia". O branży lotniczej rozmawialiśmy z panem Frankowskim - powiedział Kloskowski. Dodał też, że podczas tych spotkań były zapewnienia ze strony Jarosława Frankowskiego, że OLT ma pieniądze na inwestycje.

Krzysztof Brejza (PO) odnosząc się do wątku Michała Tuska pytał czy "Port Lotniczy w Gdańsku czuł się pokrzywdzony działaniami Michała Tuska?". Absolutnie nie - odpowiedział Kloskowski.

Czy port lotniczy w Gdańsku doznał na skutek działań Michała Tuska jakiejkolwiek szkody? - kontynuował Brejza. Nie, nie doznał - odparł Kloskowski.

Świadek dopytywany przez posłankę Kopcińską o to skąd "taka troska o tego przewoźnika", czyli o OLT Express m.in. w kontekście polecania osób, które mogłyby dla niego pracować, Kloskowski stwierdził, że tak niewielkie lotnisko, jakie znajduje się w Gdańsku, nie miało szans na hubowego przewoźnika. Jeżeli pojawia się przewoźnik, taki jak OLT, który mówi, że będzie miał bazę w Gdańsku, że to będzie baza hubowa, czyli będzie dowozić pasażerów do swojej bazy i z tej bazy dalej przewozi pasażerów w Europę i w świat, to to jest wielka szansa dla tego lotniska i należało zrobić wszystko, żeby pomóc - mówił.

"Nie wiedziałem, że Marcin P. to oszust"

Oczywiście nie wiedziałem, że to jest oszust i nie wiedziałem, że oszuka mnie i moją firmę - zaznaczył.

Kloskowski poinformował jednocześnie, że po działalności spółek OLT pozostało ok. 4,5 mln zł długu wobec gdańskiego lotniska, z czego zdecydowana większość tej kwoty pochodziła z nieuiszczonych opłat za starty i lądowania oraz odprawionych pasażerów. Jak dodał, gdańskiemu lotnisku udało się jednak odzyskać 600 tys. zł z VAT. Czyli pan Marcin P. oszukał nas na 4 mln zł - doprecyzował.

Świadek tłumaczył, że pierwsze długi spółek OLT wobec gdańskiego lotniska powstały na początku czerwca 2012 r. Wszystkie moje służby księgowe próbowały wyegzekwować te płatności, czyli wielokrotnie, kilkadziesiąt razy monitowały do służb związanych z OLT i z Amber Gold o te płatności. Pamiętam, że w końcówce czerwca moja główna księgowa spotykała się z jednym z dyrektorów OLT Express, który obiecał płatności. Cały czas byli naciskani na to, żeby płacić. Oczywiście zapłacili nam około 1 mln zł - mówił Kloskowski.

Przewodnicząca komisji śledczej, odnosząc się do tego wątku, przytoczyła jedno z pism z dokumentacji księgowej portu lotniczego w Gdańsku, z których wynikało, że pierwsze zaległe faktury były już z kwietnia 2012 r. Wskazywała też, że inne lotniska uważając OLT Express za niewiarygodnego kontrahenta stosowały przedpłaty w stosunku do spółek OLT. W efekcie - jak mówiła Wassermann - nie miały wierzytelności wobec OLT.

Wassermann pytała też świadka o jego ocenę dotyczącą siatki połączeń oferowanych przez OLT Express. Wtedy oceniałem to w taki sposób, tak mi się wydawało, że strategia linii lotniczej jest taka, żeby najpierw zaoferować tańsze bilety, a później jak już zdobędą kawałek rynku, to podnieść ceny biletów - odpowiedział Kloskowski.

Jak dodał, i wtedy, i dzisiaj szansę w ruchu krajowym w Polsce mają połączenia Północ-Południe, czyli "takie gdzie jest powyżej 600-700 kilometrów". W ocenie świadka bezsensowne były natomiast połączenia na krótkich dystansach, np Kraków-Katowice.

(mpw)