Tysiące osób zgromadziło się przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie po katastrofie prezydenckiego samolotu, który leciał na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Zginął prezydent Lech Kaczyński, jego żona Maria, towarzyszący im ministrowie, parlamentarzyści, osobistości i przedstawiciele Rodzin Katyńskich. Na chodniku przed budynkiem płoną tysiące zniczy, przybywa też wiązanek kwiatów.

Do zebranych przed Pałacem Prezydenckim wyszli urzędnicy kancelarii prezydenta i wraz z księdzem modlili się w intencji ofiar katastrofy.

Przed budynkiem zebrało się tysiące osób. Na chodniku zapalono tysiące zniczy, z minuty na minutę przybywa też wiązanek kwiatów. Wielu mieszkańców Warszawy przyniosło flagi państwowe. Wśród tłumu są dziesiątki dziennikarzy z kraju i zagranicy.

To wielka tragedia dla naszego narodu. Przyszłam tutaj, ponieważ jest to obowiązek każdego Polaka - powiedziała Anna, mieszkanka Warszawy.

Na miejscu są też m.in. studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Jak tylko dowiedzieliśmy się o tym wypadku, nie mogliśmy w to uwierzyć. Tak naprawdę nie dociera do nas to, co się stało. Przyszliśmy tu się pomodlić w intencji wszystkich, którzy zginęli w wypadku - mówili.

Myślę, że mało który kraj był w takiej sytuacji, że w jednej katastrofie zginęło aż tylu najważniejszych ludzi w Polsce, polityków, oficerów i duchownych. To czas, kiedy musimy się zjednoczyć - podkreślał mężczyzna, który przyszedł pod Pałac Prezydencki z polską flagą.

Przed budynkiem kwiaty składają też politycy. W takim momencie wszystkie różnice polityczne idą w kąt. To byli wybitni ludzie z różnych obozów politycznych, którzy sprawowali największe funkcje państwowe. To, co się wydarzyło, to potworna tragedia - mówił dziennikarzom Marek Borowski.