W Faktach RMF FM o godz. 13 Agnieszka Burzyńska ujawniła, że odwołany już dyrektor Instytutu Transportu Samochodowego zatrudniał sam siebie, a dzięki temu zarobił około 370 tysięcy państwowych złotych. Podoba Wam się taki biznes? Są chętni?

To może się wydawać nieprawdopodobne, ale jest prawdziwe. Andrzej Wojciechowski sam u siebie potrafił zamówić ocenę działalności Instytutu, który prowadził. Można powiedzieć, że wręcz dostawał rozdwojenia jaźni, zamawiając jako dyrektor Wojciechowski kolejne analizy u adiunkta Wojciechowskiego. Summa summarum zarobił kilkaset tysięcy złotych...

Warto pracować w państwowej instytucji? Warto paść się na państwowym wikcie? Warto ryzykować?

Jeżeli przez chwilę przeszła Wam przez głowę myśl, że to jednak może się źle skończyć (ostatecznie przecież Wojciechowski został odwołany), pragnę Was uspokoić. Posłużę się przykładem byłego wiceministra transportu.

Pamiętacie Tadeusza Jarmuziewicza??? Człowiek, który przez swoją niefrasobliwość pozbawił pracy 2 tysiące kierowców; człowiek, który został przyłapany na łamaniu ministerialnych zakazów dotyczących spotkań z przedstawicielami wykonawcy odcinka A1; człowiek, który nie potrafił wziąć na siebie odpowiedzialności za swoje winy, w końcu spadł z ministerialnego stołka, ale partyjni koledzy zadbali o jego samopoczucie. Od wczoraj jest szefem Platformy Obywatelskiej w Opolu. Tak się nagradza swoich.

Czekam zatem, gdzie i przy jakiej okazji wypłynie nazwisko Andrzeja Wojciechowskiego. Komu teraz będzie doradzał, za czyje i jak duże pieniądze?