Agent Paulo Sousy to niezły cwaniak. Facet stwierdził dziś, że szum medialny nie służy negocjacjom Sousy z PZPN w sprawie zerwania przez Portugalczyka umowy. Człowiek, który wywołał zamieszanie, bo zagrał na kilka frontów i wykazał się wyjątkowym brakiem lojalności wobec ludzi, którzy mu zaufali, zrzuca teraz winę na echa zamieszania, które sam wywołał. Czego nie rozumiecie?

Hugo Cajuda powiedział dziś Polskiej Agencji Prasowej, że cały ten szum jest "szkodliwy dla dobra sprawy". Agent selekcjonera przyznał też, że Sousa nie parafował jeszcze umowy z Flamengo. Jakie mamy podstawy żeby mu wierzyć? Ano takie same, jak wtedy kiedy sztab trenera, podczas pojawienia się pierwszych plotek o odejściu Sousy, zapewniał, że portugalski selekcjoner koncentruje się wyłącznie na barażach i na pracy z reprezentacją Polski.

Kłamał czy mówił prawdę? Myślę, że światło na sprawę rzuca włoski dziennikarz Nicolo Schira. On poinformował na Twitterze, że Sousa już planuje zimowe okno transferowe w nowym klubie.

Winnym całej sprawy ani trochę nie czuje się pomysłodawca projektu pod tytułem Paulo Sousa. Portugalczyka wymyślił ówczesny prezes PZPN-u Zbigniew Boniek, który teraz pyta: za co ma przepraszać? Jasne, Boniek nie ponosi winy za zachowanie Portugalczyka, ale to on wymyślił go jako trenera; co się po czasie okazało - trenera, który potrafi wygrywać głównie z San Marino i Andorą. Bardziej chodzi mi o absolutny brak pokory ze strony Zbigniewa Bońka. On zwykle w internecie wypowiada się ex cathedra. Boniek ma rację i już. Teraz długo nie zajmował stanowiska w tej sprawie. Dopiero pytany przez pokornego w tej sytuacji Romana Kołtonia przyznał, że nie ma za co przepraszać.

Bajerantów było więcej

Boli mnie to, że polska piłka daje się nabrać na bajerantów. Nie tak dawno wszyscy żyliśmy sprawą planów kupienia Wisły Kraków przez Vanna Ly. Przedstawiał się jako biznesmen, też kochał papieża Jana Pawła II miłością równie gorliwą, co Paulo Sousa, który przecież o papieżu wspominał na początku swojej kadencji. Łatwo nas kupić głodnymi kawałkami, prawda? Później Vanna Ly okazał się hochsztaplerem, najpierw odwiedzającym vipowskie loże przy Reymonta w Krakowie, a potem panicznie uciekającym na pokładzie samolotu lecącego przez ocean.

W polskiej piłce był jeszcze jeden portugalski szarlatan Ricardo Sa Pinto. Człowiek miał być kolejnym trenerem Legii Warszawa na lata, a okazał się cholerykiem i trenerem generującym konflikty. Przy okazji jednak dał fuchę w Legii portugalskiemu zaciągowi, który jakości ze sobą nie przyniósł.

Co zrobi Kulesza?

Prezes PZPN-u zwołał nadzwyczajne zgromadzenie zarządu. Przyznał, że chodzi o Paulo Sousę, ale nie chciał zdradzić mi pozostałych szczegółów. Ja jednak trzymam kciuki, że wyciągnie od "bajeranta" jakieś należne z mocy prawa odszkodowanie. Na mundial pewnie i tak byśmy nie pojechali, ale znów jakiś trener będzie musiał zaczynać pracę z kadrą od nowa.