Jesteśmy krajem sukcesu edukacyjnego - mówiła w Sejmie minister edukacji i zadziwiła wszystkich. Jednoznacznie i z uśmiechem na twarzy Krystyna Szumilas broniła naszego systemu oświaty. Walczyła w bitwie z góry przegranej, bo nie da się obronić czegoś, w czym wszyscy dostrzegają wady. W jednym jednak z minister się zgodzę: nie ratujmy dzieci przed edukacją...

Sejm zalała dzisiaj fala zasłużonej krytyki, szkoda tylko, że tak niewielu naszych wybrańców zdecydowało się wysłuchać tego, co ma do powiedzenia reprezentant miliona rodziców... Miliona osób, które chcą w referendum wypowiedzieć się o systemie edukacji. Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców dowodził, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie 6-latków. Właściwie z tego, co mówił, wyszło, że szkoły w ogóle nie są przygotowane na uczniów.

Ale pomału, od początku, najpierw kilka przykładów przytoczonych przez Elbanowskiego:

stołówka w szkole podstawowej w Częstochowie: dopchanie się do obiadu na przerwie to szkoła przetrwania - zwyciężają tylko najsilniejsi;

szkoła podstawowa w Skawinie: dzieci są poganiane, żeby zwolnić stolik dla nauczycieli;

szkoła nr 5 w Ełku: nie wszystkie dzieci dostają obiad, bo panie nie nadążają z wydawaniem posiłków;

szkoła nr 59 w Katowicach: dzieci bawią się w ziemi, grzebią w niej patykami, przesypują piach między palcami, w świetlicy nie mają do dyspozycji żadnych zabawek.

Do tego zestawu Tomasz Elbanowski dorzucił jeszcze przykład z Podlasia, gdzie dzieci są dowożone do szkoły z więźniami, z Wołomina o klasie w całości urządzonej za pieniądze rodziców uczniów z lat minionych i swój własny o zaciąganiu kredytu na podręczniki...

Wierzę głęboko, że te wszystkie sytuacje wydarzyły się naprawdę. Ale niestety, proszę mi wybaczyć, nie wszystkie są winą systemu. W zespole szkół, do którego chodziło moje dziecko, wydawanie posiłków dla najmłodszych zaczynało się przed dzwonkiem. Wychowawczyni prowadziła dzieci do stołówki o takiej godzinie, żeby zdążyły zjeść, a gimnazjaliści ich nie podeptali. Poganiania kogokolwiek przy jedzeniu nawet nie będę komentować, bo to już rażące, a wręcz przerażające zachowanie. W sprawie świetlicy... To fakt. Z tym problem jest w wielu szkołach. Bo nie ma miejsca, bo nie ma zabawek, bo dzieci się tłoczą, bo krzyczą, bo nie mają co robić. Na to też można znaleźć sposób. Dziecko może na przykład odrabiać lekcje w bibliotece. Ja z kolei stawiałam na samopomoc sąsiedzką. Dzieci odbierałyśmy z koleżankami grupowo. Która mogła, ta brała do siebie większą grupkę. Wiem, to nie jest rozwiązanie systemowe, ale rozkładanie rąk za każdym razem, kiedy napotykamy na przeszkodę nikogo jeszcze do niczego dobrego nie doprowadziło.

Nieprawdopodobnym wydaje mi się za to przytoczony oskarżycielskim tonem przykład umęczonych nauczycieli, którzy przed wyprowadzeniem klasy 6-latków muszą zawiązać 30 par butów. Aż wierzyć mi się nie chce, że użył Pan tego argumentu. Panie Tomaszu! Rodzice też wychowują dzieci, mogą nauczyć 6-latka wiązać sznurówki.

ALEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE...

I tu przechodzimy do systemu... Słusznie wyciągnięta na światło dzienne została fatalna podstawa programowa: ograniczona historia, brak chemii, fizyki, biologii i geografii, a zamiast tego kadłubkowa przyroda. Słusznie wyciągnięte zostały za uszy nieudolne gimnazja. Słusznie padło pytanie o licea, które już nie są ogólnokształcące. Słusznie usłyszeliśmy, że nasza publiczna szkoła wcale nie jest bezpłatna. Każdy, kto ma dzieci w szkole, się z tym zgodzi. Powinniśmy jeszcze dorzucić do kompletu ogłupiające podręczniki, historię pisaną obrazkami, a nie tekstem.

Dlatego uważam, że minister Szumilas, mówiąc o świetnym systemie, nie wie, co mówi, i broni z góry przegranej sprawy, ale zgadzam się z nią, gdy nawołuje: nie brońcie dzieci przed edukacją. Nie bójmy się samodzielności naszych dzieci, pozwólmy im na naturalny proces odcinania pępowiny. Usłyszałam dzisiaj bardzo ważne i według mnie trafione stwierdzenie człowieka, który prowadzi pozalekcyjne zajęcia sportowe z dziećmi: trzymamy dzieci w folii bąbelkowej. Przyznajcie przed sobą, czy tak właśnie nie jest??? Czy nie mówimy ciągle: "uważaj, bo upadniesz", zamiast asekurować z odległości i czasem pozwolić upaść???

Żadne głosowanie nie zmieni mojego zdania w kwestii 6-latków: powinny iść wcześniej do szkoły. Znam maluchy, które sobie świetnie tam radzą. Sama też byłam takim 6-latkiem. Dlatego uważam, że nie powinniśmy bronić dzieci przed edukacją, uzyskaniem pierwszej samodzielności w wieku 6 lat.

Mocno trzymam kciuki za wnioskodawców, bo to być może otworzy szerszą dyskusję o systemie oświaty.
Mam nadzieję, że referendum będzie.
Mam nadzieję, że pójdziecie do urn.

Kończąc, proponuję: już dzisiaj policzmy szable! Nasze, nie polityków. Bo to o nasze dzieci chodzi.

Moje odpowiedzi:

1. NIE
2. NIE
3. TAK
4. TAK
5. NIE