Choroba szalonych krów mogła dotrzeć do Polski - takie wnioski zawarto w raporcie komitetu naukowego Unii Europejskiej, określającego ryzyko wystąpienia BSE w różnych państwach Europy.

W dokumencie Polska została zaklasyfikowana do trzeciej grupy ryzyka, co oznacza, że choroba prawdopodobnie występuje, chociaż nie wykryto żadnego przypadku. Informacje na ten temat potwierdził w rozmowie z siecią RMF FM szef komitetu, profesor Gerard Pascal. Polska będzie musiała już od poniedziałku oddzielać w rzeźniach produkujących na eksport tzw. materiały ryzyka. Są to takie części tusz bydlęcych jak głowa czy rdzeń kręgowy, w których znajdują się największe stężenia prionów przenoszących chorobę. Są to części potencjalnie skażone, które trzeba będzie niszczyć. W ciągu kilku tygodni nakaz ten będzie dotyczyć także rzeźni produkujących na rynek krajowy, gdyż trudno sobie wyobrazić, abyśmy bardziej dbali o zdrowie obywateli Unii Europejskiej niż naszych własnych. Na razie nie sposób przewidzieć czy raport ten posłuży Unii do tego, by zażądać od nas wprowadzenia powszechnych testów na BSE wśród bydła. Nieoficjalnie niektórzy unijni urzędnicy tak twierdzą, inni z kolei przyznają, że sama Piętnastka ma problemy z masowymi testami, które są bardzo kosztowne. W związku z tym nie będzie ich wymagać od krajów kandydujących.

Główny Lekarz Weterynarii Polski Andrzej Komorowski podkreśla, że na razie nie wie, czemu ma służyć ten raport. Jego zdaniem można przypuszczać, że jest on rodzajem opinii przygotowanej przez fachowców. "Wniosków nie znajduję w znanym mi tekście. Bardzo możliwe, że te wnioski zostaną sformułowane wówczas gdy raport zostanie zaprezentowany oficjalnie. Komorowski podkreśla, że od 1 kwietnia Polska, by chronić się przed BSE, w kilkunastu rzeźniach, które mają uprawnienia eksportowe, będzie prowadziła segregację odpadów szczególnego ryzyka.

foto EPA

09:30