"Wiemy o tym, co nam grozi, od mniej więcej dwóch tygodni. Na całym świecie trwają już prace nad tym, żeby zrozumieć biologię tego wirusa i żeby opracować nowe leki. Te prace są na różnym stopniu zaawansowania, ale w tej chwili stworzenie szczepionki jest bardzo trudne i wątpię, żeby to się udało w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że się mylę" - mówi RMF FM o koronawirusie z Wuhanu prof. Krzysztof Pyrć, kierownik Pracowni Wirusologii Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przyznaje, że jako naukowiec myśli o epidemii z ciekawością i lekkim niepokojem, ale bez paniki. Jak podkreśla, pierwsze testy z lekami, które były stosowane w innych wskazaniach, wykazały pewną skuteczność wobec chińskiego koronawirusa, ale między odkryciem w laboratorium a wykorzystaniem w klinice jest bardzo długa droga.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Panie profesorze, dlaczego koronawirusy się na nas uwzięły w XXI wieku? Mamy już trzeci przypadek głośnej epidemii. Czemu właśnie te wirusy?

Prof. Krzysztof Pyrć: Tego, czy one się na nas uwzięły w XXI wieku, to my nie wiemy. My dopiero o nich wiemy w XXI wieku. Wiemy, że z nami są i raz na jakiś czas się pojawiają. Na pewno wzrost gęstości populacji na świecie wpływa na to, że mają większe szanse, żeby się rozpowszechnić. Nie powiedziałbym, że się uwzięły.

3 razy na 20 lat i powiedzmy około 1000 ofiar to faktycznie nie jest jeszcze tak bardzo dużo, ale może być więcej. Czy w tym przypadku wirusolodzy obawiają się, że przebieg tej epidemii może być inny niż tych wcześniejszych?

Tak naprawdę nie wiemy, co się może wydarzyć. Nie wiemy, jaki może być przebieg tej epidemii. Przy SARS byliśmy przekonani, że wydarzy się globalna pandemia i nie wiadomo było, jak ją skończyć. Epidemia tymczasem wygasła w krótkim czasie. Tak naprawdę nie wiemy do końca, czego się spodziewać.

Co w takim razie wirusolodzy mogą w tej sytuacji zrobić? Korzystać z doświadczeń wcześniejszych, korzystać z preparatów, które były przygotowywane wtedy i sprawdzać czy działają?

Na pewno korzystamy z tego, czego wcześniej nauczyliśmy się przy poprzednich wirusach. Korzystamy z narzędzi, które opracowaliśmy i tak naprawdę przygotowujemy się do tego, żeby w jakiś sposób zadziałać. Na całym świecie właściwie trwają prace nad tym, żeby zrozumieć biologię tego wirusa i żeby opracować nowe leki. Te prace są na różnym stopniu zaawansowania. Oczywiście, mówimy tutaj o właściwie dwóch tygodniach, od kiedy my wiemy, co to jest. Na ten moment trwają pierwsze testy z lekami, które były stosowane w innych wskazaniach. Naukowcy próbują sprawdzić, czy mogą być one potencjalnie skuteczne w przypadku tego koronawirusa. Wstępne wyniki tych badań laboratoryjnych wskazują, że jakaś tam skuteczność jest, natomiast pomiędzy odkryciem w laboratorium a kliniką jest jeszcze bardzo długa droga.

Czemu ten wirus jest dla nas niebezpieczny? Co decyduje o tym że ma potencjał, żeby spowodować duże straty?

Kilka rzeczy. Po pierwsze, jest to nowy wirus. Nasz układ immunologiczny go nie zna, w związku z tym nie jest w stanie się przed nimi bronić. Po drugie, jest to wirus przenoszony drogą kropelkową, który w porównaniu np. do wirusa Ebola ma stosunkowo niską śmiertelność, 2,5-3 proc., natomiast możemy się nim zarazić tak łatwo, jak wirusem przeziębienia. Z tego punktu widzenia ta śmiertelność jest na bardzo wysokim poziomie. Po trzecie, te wstępne badania kliniczne pokazują, że pacjenci są zakaźni, zanim pojawią się objawy. Istnieje ryzyko bardzo szybkiego roznoszenia tego wirusa, bo nie wiemy, na co na tym wczesnym etapie zwracać uwagę. To są główne cechy, które czynią go tak niebezpiecznym przeciwnikiem.

Czy on ma potencjał do tego, żeby się bardzo szybko zmieniać, żeby szybko mutować, uciekać przed ewentualnymi naszymi sposobami leczenia?

Każdy wirus właściwie ma takie sposoby i każdy wirus to robi. Na szczęście w tym względzie już wiemy trochę, jak temu przeciwdziałać, jak zastosować terapię tak, żeby ten wirus nam nie uciekł. Tutaj najlepszym przykładem jest terapia wirusa HIV, który jest doskonałym uciekinierem, potrafi się idealnie dopasować do warunków i unikać leczenia. Natomiast teraz mamy strategie, które pozwalają go pokonać, utrzymać w ryzach.

Czytałem taką opinię, że być może pierwsza szczepionka gotowa do testów ma szansę powstać już w ciągu trzech miesięcy, dużo szybciej niż w przypadku SARS. Tam wtedy podobno było to około 20 miesięcy. Teraz wiemy więcej, potrafimy więcej, czy wydaje się to Panu realne?

Nie. Nie ma w tym momencie szczepionki dla ludzi przeciwko koronawirusom. Dotyczy to zarówno wirusa SARS, który zniknął, więc to jest uzasadnione, ale także wirusa MERS, który jest cały czas z nami. Nie ma na standardowe koronawirusy, które nas zakażają. W tej chwili stworzenie szczepionki jest bardzo trudne i wątpię żeby to się udało w najbliższym czasie. Mam nadzieję że się mylę.

Jeśli nie szczepionka, to jakieś leki przeciwwirusowe? Jaką taktykę można próbować zastosować wobec koronawirusów?

Trochę za wcześnie, żeby o tym powiedzieć. Jest kilka leków, które zostały przebadane do zastosowania przy zakażeniach koronawirusowych, przy innych koronawirusach, natomiast tego, który z nich będzie skuteczny przeciwko temu koronawirusowi, nie wiemy. Standardowo stosuje się inhibitory, które hamują aktywność głównych enzymów wirusowych. To są inhibitory polimerazy, to są inhibitory, które hamują wczesne etapy zakażenia. To są te główne kategorie. Natomiast, który dokładnie będzie skuteczny, który da się zastosować? Tego na ten moment nie potrafię powiedzieć.

Czy badania grypy, zakażeń grypą i przebiegu choroby, mogą cokolwiek pomóc w tym przypadku? Czy jest jakaś analogia?

Nie. Tutaj akurat pod kątem leczenia, czy pod kątem samego wirusa nie możemy porównywać. To są kompletnie różne wirusy. One właściwie nie mają ze sobą nic wspólnego. Natomiast na pewno można je porównywać pod względem epidemiologicznym. Właściwie wszystkie epidemie są trochę do siebie podobne. My jako społeczeństwo i jako świat mamy bardzo duże doświadczenie z radzeniem sobie z takimi epidemiami. To, co możemy w tej chwili zrobić, to jest stosowanie się do zaleceń epidemiologów. Oni są w stanie zrobić na tym etapie znacznie więcej niż naukowcy.

Czyli, jak rozumiem, izolacja osób, które są chore, izolacja osób, które mogły mieć z nimi kontakt i nie pokazują jeszcze objawów, izolacja możliwie szeroka, im szersza, tym bardziej sensowna?

Nie popadajmy w przesadę. Jeżeli wszyscy zaczniemy się nagle izolować, to skutki mogą być tak naprawdę jeszcze groźniejsze. Skupmy się na tym, żeby - jeżeli mamy wątpliwości - zapytać specjalistę, natomiast nie wyszukiwać samemu sobie objawów, nie wyszukiwać, jak lepiej można się chronić, jak lepiej można się schować, bo skutek może być przeciwny do zamierzonego.

SARS pojawił się w roku 2002-2003, to prawie 20 lat temu. To są już zupełnie inne Chiny, zupełnie inna medycyna w Chinach. Czy pan profesor ma wrażenie, że reakcja była właściwa?

To zupełnie inne Chiny i zupełnie inna reakcja, niż była właśnie 20 lat temu. W tym momencie jestem pod wielkim wrażeniem, jak badania w Chinach przebiegają, jak wygląda przepływ informacji naukowych. Myślę, że w tym momencie Chiny poradziły sobie z tym problemem bardzo dobrze.

Mówi pan o przepływie wiadomości naukowych. Wygląda na to, że publikacje są ogłaszane praktycznie natychmiast. Proces ich dopuszczenia do ogólnego obiegu jest błyskawiczny. To są publikacje, które zawierają dane sprzed dosłownie paru dni. Czy to jest sytuacja w pełni nadzwyczajna, czy to już jest jakiś taki sposób reakcji środowiska naukowego, żeby upowszechniać tę wiedzę jak najszybciej, żeby wszyscy mogli się nad tym pochylić?

Myślę, że staje się to coraz bardziej normalne, natomiast dalej jest niezwykłe. Niezwykły jest fakt, że dane są upubliczniane poza tym standardowym kanałem. Wcześniej wyglądało to w ten sposób, że jeśli naukowiec chciał coś pokazać, chciał być pierwszy, wysyłał swój manuskrypt do jakiegoś wybitnego czasopisma, które oczywiście musiało go ocenić. Musiało to pójść do recenzentów. Później trwała jeszcze sama procedura przyjmowania i dopiero wtedy ukazywało się to w druku. W tym momencie duża część tych prac, które się pojawiają, to są prace które są napisane, ale nie są nigdzie opublikowane. Tak naprawdę, część naukowców w momencie kiedy kończy pisać, udostępnia ten tekst dla wszystkich tak, żeby wszyscy mogli z tego skorzystać.

Jakie znaczenie dla tworzenia ewentualnych leków antywirusowych czy prób tworzenia szczepionki ma fakt, że w przypadku SARS wirus praktycznie zniknął z populacji stosunkowo szybko? Czyli cokolwiek zostało wtedy wymyślone, nie mogło zostać bezpośrednio sprawdzone. W przypadku MERS jest troszeczkę inaczej, bo te przypadki zakażeń od wielbłądów się jeszcze jakoś zdarzają, no ale też pewnie są na tyle sporadyczne, że to żadnej statystyki nie daje.

Akurat w przypadku wirusa MERS tych przypadków jest całkiem sporo, nie mówię, że to jest epidemia w tym momencie natomiast co roku zdarza się sporo przypadków i sporo przypadków śmiertelnych. Natomiast jeśli chodzi o naukę z tych różnych epidemii, trzeba pamiętać o tym, żeby oprócz tych dwóch przypadków koronawirusów, które powodują bardzo ciężką chorobę u ludzi, mamy jeszcze koronawirusy, które wywołują u ludzi przeziębienia. Na nich cały czas się uczymy, trenujemy, próbujemy opracować nowe strategie czy to terapeutyczne, czy prewencyjne. A ponadto mamy jeszcze całą gamę koronawirusów zwierzęcych, które powodują bardzo poważne choroby u zwierząt. To jest gigantyczny problem medycyny weterynaryjnej, to również gigantyczny problem ekonomiczny. W związku z tym tam też podejmowane są próby cały czas żeby pokazywać skuteczne szczepionki, ewentualnie skuteczne leki, które pozwolą zahamować chorobę i uratować te zwierzaki, bo czasami te choroby są śmiertelne.

Rozumiem, że w takim razie medycyna może korzystać z doświadczeń weterynarii, w tym przypadku nie ma problemu, można pewne rzeczy przenieść.

Myślę, że nie na przykład leki, co doświadczenia, jak różne rzeczy opracować, jak różne rzeczy się wydarzają, w jaki sposób koronawirusy unikają naszych prób. Myślę, że tutaj nie ma rozgraniczenia między weterynarią a medycyną, bo to się rozgrywa w laboratoriach.

Oczywiście najbardziej niebezpieczny jest ten moment, kiedy wirus może przeskoczyć od zwierząt do człowieka i między ludźmi zacząć się przenosić. Niestety, mamy już z tym do czynienia. Niezwykle istotne jest pytanie, jak się przeniósł. Pojawiły się te opinie na temat nietoperzy - do nietoperzy wrócimy jeszcze za chwilę, bo to jest osobna jakby sprawa - ale czy po drodze mogły być węże. Pojawił się nawet pewien spór, czy węże mogły, czy nie mogły być pośrednikiem. Jakie jest pana zdanie?

Moje zdanie jest takie, że mogły być. Natomiast jest to bardzo mało prawdopodobne i na ten moment nie ma nic, co by popierało tę tezę. Nie można tego wykluczyć. Natomiast dowody, które są prezentowane, są niewystarczające. Jest to mało prawdopodobne, ale na ten moment nie da się powiedzieć, które ze zwierząt było tym tzw. wektorem, który dostarczył tego wirusa do ludzi.

Czy to jest możliwe, że faktycznie mogłyby być wektorem tylko ptaki i ssaki, a gady z jakiś powodów nie? W ich organizmie ten wirus by się nie namnażał? Na czym to mogłoby polegać?

Gady również mają swoje wirusy, tak jak właściwie wszystkie żywe organizmy, włącznie z bakteriami. Natomiast problem polega na tym, że wirus to jest tak naprawdę informacja, to jest informacja, która dostaje się do komórki gospodarza i modyfikuje tę komórkę. Jako informacja musi być kompatybilny. Jeśli podłączymy MacBooka do zwykłego laptopa, one ze sobą nie będę mogły rozmawiać. Tak samo, jeśli stworzymy wirusa komputerowego na Windows, to nie będzie działać na Macintoshu. Podobnie jest tutaj, ta informacja musi być kompatybilna z komórką gospodarza. Te komórki gadów są na tyle inne od komórek ssaków, że raczej byłoby trudno, żeby ta informacja była kompatybilna, żeby ona mogła być w ogóle odczytana i właściwie zastosowana w obrębie komórki. Tak że myślę, że to jest tutaj największy problem. Nie jest to niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

W jaki sposób bada się to, jak wirus podróżował, jakie zmiany w jego kodzie? Jak można to sprawdzić i dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego nie da się, tak wprost, szybko sprawdzić tego przy naszych obecnych możliwościach sekwencjonowania DNA, czy w przypadku wirusa RNA? Dlaczego to nie jest oczywiste?

Bo trzeba znaleźć te zwierzęta po kolei, w których ten wirus się znajduje. Trzeba udowodnić, że to w nich faktycznie ten wirus występuje i że to z nich przeniósł się na człowieka. Przykładowo w nietoperzach właśnie występuje cała gama koronawirusów, tam trudno mówić nawet o poszczególnych gatunkach. Tam tych wariantów są setki, jeżeli nie tysiące. Bardzo dużo z nich poznaliśmy dzięki rozwojowi technologii sekwencjonowania genomowego. Natomiast jeszcze bardzo dużo jest do zidentyfikowania. Koronawirusy u zwierząt się od siebie różnią, tak samo różnią się koronawirusy, które występują teraz u ludzi. Ten koronawirus z Wuhanu będzie nieco innych, od tych występujących u zwierząt. Trzeba znaleźć to zwierzę, znaleźć tego wirusa, trzeba udowodnić, że faktycznie to zwierzę było tym wektorem, to zwierzę przeniosło wirusa na człowieka.

Jak to udowodnić? Znaleźć jakiś fragment, który wprost może od niego pochodzić?

Tak, na przykład właśnie porównując genomy. Porównując to, w jaki sposób te genomy się zmieniają, bo wirusy cały czas się zmieniają. W momencie, jak on dostaje się do nowego organizmu, w tym wypadku do komórki człowieka, zaczyna się coraz lepiej dopasowywać do tej komórki i możemy to zobaczyć właśnie w zmianach w obrębie genomu tego wirusa. To jest jedna rzecz, druga rzecz, to możemy popatrzeć po prostu eksperymentalnie, czy taki wirus, który znajdziemy u zwierzęcia, jest w stanie zarazić ludzkie komórki. Czy faktycznie taki wirus miał szansę przenieść się na człowieka....

Porozmawiajmy chwilę o nietoperzach. Wiadomo, że są niezwykłym rezerwuarem mnóstwa wirusów, które mogą być dla nas niebezpieczne. Bada się je pod tym kątem. Jak rozumiem, laboratoria pracują, szukają, izolują te wirusy, próbują je badać. Co sprawiło, że nietoperze mają taki "dar" gromadzenia wirusów na ewentualną naszą szkodę?

Jedną z takich charakterystycznych cech jest fakt, że nietoperze mają trochę inną strategię obrony przed chorobami wirusowymi niż my. Zamiast bardzo silnie się bronić przed tym zakażeniem wirusowym, one w jakiś sposób starają się go akceptować. Ich układ immunologiczny działa inaczej. Często przy zakażeniach wirusowych to, co nam robi krzywdę, to jest nasz układ immunologiczny, u nietoperzy tego nie ma, w związku z tym wirusy mają się u nich znacznie lepiej. Natomiast te nietoperze nie chorują bezpośrednio z powodu tych zakażeń. To czyni je takim idealnym tyglem, w którym te wszystkie rzeczy się mieszają i doskonale rozwijają. Do tego dochodzi oczywiście jeszcze duże zagęszczenie osobników w jednym miejscu, co zawsze sprzyja rozwojowi nowych patogenów.

A jak mogą zarażać inne zwierzęta, inne gatunki? Mogą ugryźć inne zwierzęta, czy to jest ten sposób, czy przez ślinę, czy przez jakiś inne wydzieliny?

Ja myślę, że wcale nietoperz nie musi ugryźć. Wystarczy, że właśnie płyny fizjologiczne,  ślina dostanie się w błon śluzowych, czy rany innego zwierzęcia. Niekoniecznie poprzez ugryzienie, a myślę że taki kontakt jest w wielu przypadkach wystarczający.

W jaki sposób można próbować badać tego nowego wirusa? Przede wszystkim, trzeba by było wejść w jego posiadanie. Jak rozumiem laboratoria na świecie chciałyby zdobyć wirusa, ale to nie jest proste. Bo jak to zrobić? Trzeba by było oficjalnie od Chińczyków go dostać i potem przetransportować...

To wszystko jest możliwe. Natomiast jest to bardzo trudne i skomplikowane ze względów bezpieczeństwa i pewnie również politykę, która na tym etapie czasami staje na przeszkodzie. Natomiast to, co na pewno możemy zrobić już na ten moment, to możemy badać fragmenty tego wirusa. Zostały opublikowane genomy różnych wariantów wirusa z Wuhanu i to, co my możemy w tej chwili zrobić, to tak naprawdę odtworzyć te fragmenty. A jeżeli jesteśmy w stanie odtworzyć fragment wirusa, który koduje enzym, który wiemy, że jest kluczowy dla namnażania się tego wirusa, możemy już zacząć szukać leków, które zahamują ten enzym. I wtedy będziemy przygotowani na moment, kiedy taki wirus znajdzie się w naszym posiadaniu. Ewentualnie możemy współpracować z jednostką, która może nad takim wirusem bezpośrednio pracować. Możemy odtwarzać fragmenty, które znajduje się na powierzchni wirusa, możemy patrzeć, czy na przykład odpowiedź immunologiczna skierowana przeciwko takim fragmentom jest skuteczna. Możemy próbować zaprojektować szczepionkę na takiego wirusa. Tak, że jest sporo rzeczy, które możemy zrobić i niekoniecznie musimy mieć tego wirusa w swoim laboratorium.

Czy to są badania bezpieczne, to znaczy nie doprowadzą do stworzenia jakiegoś niebezpiecznego mikroorganizmu? Czy w laboratorium, takim jak tu w Krakowie, byłoby to możliwe i byłoby to bezpieczne?

Po pierwsze, stworzenie nowego wirusa w ten sposób jest niemożliwe. To są fragmenty, które są kompletnie niezakaźne. To jest jedna rzecz. Ale z drugiej strony, takie laboratoria, jak to, które mamy tu w Krakowie, są właśnie przystosowane do tego typu badań. Mamy doskonale wyszkolony personel, który doskonale zna się na bezpieczeństwie pracy, na tym jak pracować z niebezpiecznymi rzeczami i mamy liczne zabezpieczenia wewnątrz samego laboratorium, które właściwie uniemożliwiają wydostanie się potencjalnie zakaźnych czynników na zewnątrz.

Jak pan traktuje te pomysły, że wirus może pochodzić z chińskiego laboratorium, które go badało?

Myślę o tym, szczerze mówiąc z lekkim rozbawieniem. Z kilku powodów. Po pierwsze, my wcale nie potrzebujemy laboratorium, z którego taki wirus się wydostanie. Natura robi to za nas i co więcej robi to cyklicznie. Pan powiedział wcześniej, że co 10 lat mamy nowego koronawirusa. To jest dość naturalna sytuacja, tak po prostu jest, że te wirusy występują w środowisku zwierząt i co jakiś czas przenoszą się na ludzi. Tak że ja bym w tym nie upatrywał działalności człowieka, bo wręcz to jest oczekiwane, że coś takiego się będzie wydarzało. Jeżeli chodzi o tego spiskowe no to oczywiście tu można dyskutować na ten temat, co jest prawdą, co nieprawdą, ale myślę że to jest w tym momencie bezprzedmiotowe.

Jakie pan ma wrażenia na temat tego, jak przebiega reakcja u nas w kraju, w Polsce, jak jesteśmy przygotowani, zabezpieczeni, jak potrafilibyśmy sobie potencjalnie poradzić w sytuacji, gdyby przyjechali pacjenci, którzy byli w Chinach i złapali tego wirusa?

Jak sobie poradzimy, jeśli coś takiego się wydarzy, to się na pewno okaże. Na ten moment, z tego co widzę, są wysyłane jasne komunikaty przez GIS, przez wszystkie organy państwa. Wydaje mi się, że to działa dosyć poprawnie. Mamy już system diagnostyczny, który pozwala na sprawdzanie, weryfikację tego, co się dzieje z pacjentami, czy oni są zakażeni właśnie tym wirusem z Wuhanu, czy są po prostu przeziębieni. Bo teraz najczęściej ludzie są przeziębieni, a wcale nie zarażeni tym wirusem. Co się wydarzy w przyszłości, to czas pokaże.

Jakie znaczenie ma w tym przypadku normalna odporność organizmu? Mówi się, że to zwykle chorują mężczyźni w średnim wieku, ale równocześnie większość z nich była tam na tym targu owoców morza, z którego prawdopodobnie to się wszystko wydostało. Niektórzy mówią, że lepiej się szczepić na grypę, bo zawsze organizm jest mocniejszy. Pan profesor mówi, że te wirusy nie mają nic wspólnego, w związku z tym na to akurat nie pomoże. Czy taki ogólny poziom odporności organizmu, preparaty, które mogą ten poziom odporności organizmu wzmocnić, mogą mieć znaczenie? Czy to wirus atakujący osoby słabsze, czy niekoniecznie?

Po pierwsze, na grypę zawsze warto się szczepić. Po drugie, tak nasz poziom odporności zawsze jest ważny i to on decyduje o tym, czy my się zarazimy, czy nie zarazimy. Cały czas jesteśmy w towarzystwie wszystkich wirusów, które powodują u nas choroby, a czasami one powodują choroby, a czasami nie powodują. Nasz układ immunologiczny to jest kluczowa rzecz. Jeżeli pyta pan o tego wirusa, czy on atakuje tylko osoby słabsze, czy też zagraża osobom które są w dobrej kondycji, to to co pokazują dotychczasowe badania wskazuje, że to nie jest tak, że tylko osoby słabsze są narażone. Osoby w doskonałej kondycji również są w niebezpieczeństwie. Natomiast na ten moment jeszcze mamy trochę za mało danych. Dopiero pokazały się pierwsze raporty z tej małej  próby, poczekajmy aż będą wyniki dla większej liczby pacjentów. Wtedy będzie można coś więcej powiedzieć na ten temat.

Co to jest parametr R(0) i dlaczego fakt, że wygląda na to, że jest wyższy niż początkowo myślała Światowa Organizacja Zdrowia, jest niepokojący?

To w dużym uproszczeniu oznacza, ile osób zarazi pacjent. Czyli jeżeli jest jedna osoba i ona zarazi dwie kolejne osoby, to ten parametr będzie równy 2. W tym momencie, jeśli ta wartość jest poniżej jednego, to wiemy, że epidemia odchodzi. Jeżeli jest powyżej 1 to znaczy, że jest na fali wzrostowej. Im wyższy ten parametr, tym większa szansa, że ta epidemia się rozwija i w nadchodzących tygodniach zobaczymy znacznie więcej przypadków. Stąd to zaniepokojenie. Tutaj ten parametr przekroczył 2 i myślę, że się jeszcze będzie zmieniał, miejmy nadzieję, że wyhamuje i po pewnym czasie spadnie.

To się mierzy doświadczalnie, czy stosuje się dodatkowo modele matematyczne?

To się ustala empirycznie, patrzy się jak epidemia przebiega. Nie jesteśmy na ten moment w stanie przewidzieć, co wpłynie na epidemię. Szczególnie nie znając wirusa. A wpłynie na nią wszystko, zagęszczenie populacji, temperatura, wilgotność, moment roku, choćby fakt, że w tym momencie jest ten chiński nowy rok. Nie da się przewidzieć niektórych rzeczy, bo one zależą od ludzi, od wirusa, od klimatu, właściwie od wszystkiego.

Jak na tym etapie jako naukowiec określił by pan swoje emocje, jako głównie ciekawość, ale nie lęk?

Myślę, że lekkie zaniepokojenie, na pewno nie panika, ciekawość na pewno, natomiast zabarwiona lekko zaniepokojeniem. Wszyscy patrzą z niepokojem na to, co się w najbliższym czasie wydarzy. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Groźne patogeny badane w najczystszym miejscu Krakowa