Przepisy umożliwiające pacjentom otrzymanie informacji o terminie zabiegu, długości kolejki i ewentualnych w niej zmianach weszły w życie wraz z obowiązującą od wczoraj nową ustawą zdrowotną.

Przepisy obowiązują, ale dyrektorzy szpitali nie bardzo wiedzą jak mają informować pacjentów stojących, siedzących i leżących w kolejkach. A pacjenci nie wiedzą do kogo zwrócić się w tej sprawie.

Najkrócej mówiąc, forma jest dowolna i zależy od dyrekcji danej placówki – może być list czy mail, byle tylko nie naruszał ustawy o ochronie danych osobowych i tajemnicy lekarskiej. O publikacji listy oczekujących w Internecie czy też na szpitalnych korytarzach nie ma więc mowy.

Jeśli ustawa budzi wątpliwości, to być może u świadczeniodawców i to dlatego, że nie było lektury tych przepisów - tłumaczy Minister Zdrowia. Kłopot w tym, że w obowiązujących przepisach brakuje dość ważnego rozporządzenia, które określałoby kryteria medyczne, jakimi powinni kierować się dyrektorzy i kilku innych aktów prawnych.

Wprowadzanie tych standardów nie dokona się jednego dnia i ja zapraszam na takie podsumowanie, jak funkcjonują kolejki w pierwszej połowie przyszłego roku - dodaje minister. Wtedy wszystko ma być już jasne.

Na razie szpitale muszą sobie jakoś radzić. Są już pierwsze pomysły na informowanie pacjentów o szpitalnych kolejkach. Wyjściem z takiej sytuacji może być kodowanie danych.

To czego nam nie wolno, nie będziemy upubliczniać – czyli nazwisk i danych personalnych - mówi dyrektor krakowskiego Szpitala im. Rydygiera - Krzysztof Kiciński.

Dodaje, że wszystko po to, by spełnić wymogi jednej i drugiej ustawy. Każdy pacjent będzie miał więc swój kod, żeby sprawdzić, jak wygląda jego sytuacja na liście.

W krakowskim szpitalu najdłużej czeka się na zabieg u okulisty - kolejka liczy kilkaset osób.