Za około dwa miesiące na wybrzeża Wielkiej Brytanii rozpocznie inwazję armada złożona z co najmniej 10 tys. gumowych kaczuszek, które w ciągu 15 lat pokonały już trasę oceaniczną 27 tys. kilometrów.

Żółte kaczuszki, a także żabki i żółwie, pochodzą z transportu gumowych zabawek, który wysłano z Hongkongu do Tacoma w USA. Transport znalazł się w oceanie, gdy gwałtowna burza zmyła z pokładu statku handlowego na samym początku rejsu kartonowe pudła z zabawkami przeznaczonymi na gwiazdkę dla amerykańskich dzieci.

Prądy morskie rozdzieliły flotyllę gumowych zabawek z rozmokłych kartonów na dwie grupy: dwie trzecie - około 20 tys. - ruszyło na południe i po przekroczeniu równika dotarło do plaż Indonezji, Australii i Ameryki Południowej.

Druga armada - ponad 10 tys. pływających kaczuszek w żółtym kolorze oraz kolorowe żółwiki i żabki popłynęły pchane morskimi prądami na północ z szybkością jednej mili morskiej na dobę.

Przez Cieśninę Beringa, która oddziela Rosję od Alaski, płynąc wśród lodowców, dotarły na Atlantyk. Pierwsze kaczuszki wpłynęły na Ocean Atlantycki w 2000 roku.

Amerykańska firma z Tacomy, która importowała zabawki z Hongkongu, ustanowiła nagrodę dla "łowców kaczuszek": za każdą wyłowioną po 15 latach z oceanu lub znalezioną na plaży oryginalną żółtą kaczuszkę z Hongkongu, która pochodzi z przeznaczonego dla niej transportu, wypłaca 100 dolarów.

Wielokrotnie wyższą wartość żółte kaczuszki osiągnęły wśród kolekcjonerów: ich cena na giełdzie internetowej doszła w tych dniach do 740 euro.

Jednak kacza armada wejdzie do historii przede wszystkim dzięki oceanografom. Jak oświadczył w czwartek w wywiadzie dla londyńskiego "Timesa" Simon Boxall z Krajowego Centrum Oceanograficznego w Southmapton, kaczuszki pozwoliły naukowcom nakreślić bardzo dokładną mapę prądów oceanicznych. To właśnie te prądy i zmiany ich przebiegu determinują pogodę.

Gumowe zabaweczki za dwa miesiące zaczną lądować głównie na plażach Kornwalii i wybrzeżach południowej Irlandii.