Służby weterynaryjne w całym kraju badają, gdzie trafiła mączka z rakotwórczym antybiotykiem chloramfenikolem. Niemal 200 ton skażonej mączki rybnej przywieziono do Polski na przełomie listopada i grudnia. Jak ustaliła reporterka RMF, aż połowa dotarła do Wielkopolski. Gdzie dokładnie - sprawdzają to teraz lekarze z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii.

Specjalistów najbardziej martwi to, że mączka z chloramfenikolem - znanym powszechnie jako detromecyna - w ogóle do nas trafiła. 100 ton mączki wymieszano w paszach i koncentratach. Dało to w sumie 1000 ton mieszanek, które zjadły przede wszystkim kury. Eksperci zastanawiają się, jak bardzo to może zaszkodzić osobom, które zjedzą mięso lub jaja. Dobra wiadomość jest taka, że po rozcieńczeniu stężenie chloramfenikolu może być tak małe, że nawet badaniami laboratoryjnymi nie uda się go wykryć. Na początku przyszłego tygodnia będzie już dokładnie wiadomo do ilu ferm czy gospodarstw trafiła mączka. Jak się nieoficjalnie dowiedziała reporterka RMF, jest ich co najmniej 50.

W województwie kujawsko-pomorskim mączka trafiła do dwóch ferm kurzych. Jak się dowiedziało RMF, nie produkowano w nich ani jajek ani mięsa do spożycia. Firmy zajmowały się produkcją tak zwanych jaj reprodukcyjnych, czyli przeznaczonych do wylęgu. W obu zakładach pobrano próbki paszy i przesłano je do zbadania w Poznaniu. Od wyniku badań zależy czy drób, który karmiono podejrzaną paszą zostanie wybity.

Dwa transporty trafiły na Opolszczyznę. Pierwszy w listopadzie - w sumie ponad 22 tony. Służby weterynaryjne jeszcze dzisiaj ustalą adresy hodowców drobiu, którzy otrzymali skażoną mączkę. Drugi, grudniowy transport nie zdążył trafić do hodowców. Pasza została zabezpieczona i będzie przebadana.

foto Archiwum RMF

12:30