Czy jedna z największych zagadek z czasów Związku Radzieckiego, przedmiot domysłów, książek i filmu, została wreszcie rozwiązana? Pracujący na Ecole Polytechnique Federale w Lozannie Johan Gaume i Aleksander Puzrin z ETH Zurich piszą na łamach czasopisma "Communications Earth & Environment", że najbardziej prawdopodobną przyczyną tragedii pod Przełęczą Diatłowa na Uralu, w której zginęło w styczniu 1959 roku dziewięcioro studentów, była jednak lawina.

Grupa wytrawnych narciarzy, studentów i studentek z Ural Polytechnic Institute, prowadzona przez 23-letniego Igora Diatłowa, 27 stycznia 1959 roku wyruszyła na dwutygodniową wyprawę na górę Otorten. O tej porze roku, kiedy temperatura spadała do minus 30 stopni Celsjusza, ta droga miała najwyższą, trzecią kategorię ryzyka. 28 stycznia jeden z uczestników Juri Judin zrezygnował i zawrócił, by nigdy już swoich kolegów nie zobaczyć. 

Gdy termin powrotu grupy do miejsca wyjścia w wiosce Wiżaj minął, wysłano ekipę ratunkową. 26 lutego znalazła ona poważnie zniszczony namiot grupy, około 20 kilometrów na południe od celu wyprawy. Namiot był rozcięty od środka. W kolejnym dniu, poszukiwania na zboczu poniżej namiotu pozwoliły odnaleźć częściowo rozebrane zwłoki pięciu osób. Kolejne cztery odnaleziono dopiero na początku maja. Większość ofiar zginęła w wyniku hipotermii, ale niektóre miały poważne rany czaszki i klatki piersiowej. 

Wiele hipotez

Radzieckie władze zakończyły śledztwo po trzech miesiącach uznając, że do tragedii doszło pod wpływem sił natury. Przez 60 lat jednak w świadomości społeczeństwa rosyjskiego sprawa pozostała nierozwiązana, co tylko prowokowało do wysuwania najbardziej odważnych hipotez. Nie wykluczano ataku miejscowych mieszkańców czy dzikich zwierząt, upadku meteorytu, mówiono o tragedii jako wyniku tajnych eksperymentów wojskowych. Ponieważ nikt nie ocalał, wydarzenia z nocy z 1 na 2 lutego pozostają zagadką do dziś. Najprostsza hipoteza, związana z możliwością zejścia lawiny, wydawała się niemożliwa, bo namiot stał na zboczu o lekkim nachyleniu i został postawiony wiele godzin przed tragedią. 

Dwa lata temu śledztwo w Rosji wznowiono, ale prof. Johan Gaume z EPFL zainteresował się sprawą po telefonie dziennikarki śledczej dziennika "The New York Times", która poprosiła go, jako specjalistę od lawin, o opinię na ten temat. Tak zaczęła się jego przygoda z jedną z najbardziej zagadkowych spraw czasu ZSRR.

Po przemyśleniu sprawy Gaume przychylił się do hipotezy o lawinie, ale postanowił ją lepiej zweryfikować. Wraz z prof. Aleksandrem Puzrinem z ETH Zurich przekopali się przez archiwa, przedyskutowali sprawę z innymi specjalistami, wreszcie przeprowadzili numeryczne symulacje tego, co wtedy mogło się wydarzyć. Sprawa była poważna. Zagadka przełęczy Diatłowa stała się częścią rosyjskiego folkloru, kiedy powiedziałem mojej żonie, że zamierzam się tym zajmować spojrzała na mnie z szacunkiem - wspomina Puzrin. 

Dlaczego odrzucano teorię o zejściu lawiny?

Powodem, dla którego teoria lawiny nie została w pełni zaakceptowana był fakt, że władze nie były w stanie wyjaśnić, jak dokładnie to się mogło wydarzyć - dodaje prof. Gaume. W praktyce wiele świadczyło przeciw tej teorii. Po pierwsze, zespół ratunkowy miesiąc później nie znalazł jej oczywistych śladów. Po drugie, przeciętne nachylenie stoku powyżej namiotu, nie przekraczające 30 stopni, wydawało się zbyt małe, by lawina mogła zejść. Po trzecie, jeśli miałaby to być lawina, musiałaby zejść co najmniej 9 godzin po podcięciu stoku przy stawianiu namiotu. Po czwarte wreszcie, obrażenia części ofiar nie były typowymi obrażeniami ofiar lawin. 

Nasze dane dotyczące śniegu i lokalnej topografii wskazują na to, że niewielka lawina płytowa mogła tam zejść, nie pozostawiając po sobie istotnych śladów. Symulacje komputerowe wskazują przy tym, że zejście takiej właśnie lawiny mogło u niektórych ofiar prowadzić do takich obrażeń głowy i klatki piersiowej, jaki zaobserwowano - mówi Gaume. Ale najważniejszą częścią naszej pracy jest wyjaśnienie, jak mogło dojść do tego, że lawina osunęła się dopiero 9 godzin po tym, jak grupa podcięła stok, stawiając namiot. Poprzednie dochodzenia nie potrafiły tego wyjaśnić w sytuacji, gdy nie padał tego dnia śnieg. Nasza teoria to wyjaśnia - dodaje Gaume.

W tragiczny wieczór i noc kluczowe znaczenie miał zdaniem autorów pracy katabatyczny, zimniejszy niż otoczenie wiatr, spływający w dół zbocza. To ten wiatr mógł nawiać śnieg na stok powyżej namiotu i spowodować śmiertelne zagrożenie, o którym studenci nie wiedzieli. Gdyby studenci nie podcięli stoku, a wiatr nie nawiał śniegu na stok powyżej namiotu, nic by się nie stało. Dodatkowy ciężar nie mógł się jednak utrzymać i lawina ruszyła - dodaje Puzrin.

Autorzy pracy przyznają, że dokładny przebieg tragedii wciąż pozostaje zagadką. Teoria o zejściu lawiny wydaje się jednak najbardziej prawdopodobna. Po jej uderzeniu studenci prawdopodobnie przecięli namiot by się wydostać, część z nich nie odniosła obrażeńod razu i zmarła dopiero w wyniku wychłodzenia. Opracowane przy okazji tej pracy modele, dotyczące zarówno czasu zejścia lawiny, jak i skutków jej uderzenia dla organizmu człowieka, powinny się przydać podczas analiz ryzyka towarzyszącego zimowym wyprawom w góry. 


Opracowanie: