Niewiele brakowało, a świat dowiedziałby się w poniedziałek o asteroidzie, która miała przelecieć niespełna 6 tysięcy kilometrów od Ziemi, a więc, niezwykle blisko. Alarm jednak w ostatniej chwili odwołano, bo okazało się, że tajemnicza asteroida okazała się... zupełnie czymś innym.

Groźnym obiektem okazała się sonda kosmiczna Rosetta, wysłana w kosmos 3,5 roku temu, która w drodze do komety Czuriumow-Gierasimienko, całkowicie zgodnie z planem przelatuje we wtorek wieczorem w pobliżu Ziemi, by nabrać dodatkowego rozpędu.

Zagrożenia więc nie było i nie ma. Nie doszło też do kompromitacji, bo groźny komunikat brytyjskiej Royal Astronomical Society został wstrzymany. Wszystko to dzięki Denisowi Denisience z Moskiewskiego Instytutu Badań Kosmicznych, który w porę odkrył prawdziwą tożsamość obiektu.

Minor Planet Center, które zdążyło już nadać rzekomej asteroidzie nazwę 2007 VN84, podkreśla że całe to zamieszanie to tylko dowód potrzeby stworzenia wspólnej bazy danych na temat wszelkich obiektów krążących wokół Słońca, także stworzonych przez człowieka. Jest też pewien optymistyczny aspekt całej sprawy. Rosetta jest znacznie mniejsza, niż jakakolwiek asteroida zdolna do zrobienia nam krzywdy. Jeśli udało się ją wypatrzeć już kilka dni temu, oznacza to, że system ostrzegający nas przed kosmicznym zagrożeniem działa.