"Staram się docierać ze swoim obiektywem również do takich warstw życia i otoczenia, które dla obserwatora znajdującego się w danym miejscu po raz pierwszy i ulegającemu zachwytowi - są niedostępne" - mówi znany krakowski fotograf Adam Golec, którego prace będzie można oglądać podczas wystawy "Wyspa Łza" organizowanej w ramach Targów Książki w Krakowie (22-25 października). Zdjęcia ilustrują książkę laureatki Nagrody Literackiej "Nike" Joanny Bator. Organizatorem wystawy jest Fundacja Miasto Literatury.

Malwina Zaborowska, RMF FM: Na wystawę złoży się kilkanaście zdjęć, które powstały w ramach niezwykłego projektu z pisarką Joanną Bator. Jak doszło do Waszej współpracy?

Adam Golec: Sprawa jest dosyć złożona. Do tej współpracy dochodziliśmy wieloetapowo - najpierw poznając się z dziedzin, w których pracujemy na co dzień. Wszystko zaczęło się od tego, że fotografowałem parę razy Joannę Bator do różnych periodyków. Z czasem, poznając się lepiej, stwierdziliśmy, że prawdopodobnie, gdybyśmy zdecydowali się kiedyś wymyślić jakiś wspólny, nazwijmy to brzydko - "projekt", to on mógłby się dobrze zakończyć i udać. Postanowiliśmy więc spróbować. Ja zaproponowałem kierunek cejloński, czyli Sri Lankę, natomiast ona uknuła historię, którą postanowiła właśnie na tej ziemi osadzić. Ja z Cejlonem prowadzę już taką dłuższą przygodę, od wielu lat. Ona miała prześladującą ją myśl o pewnej postaci, w pewnym sensie literackiej i bardzo jej zależało na tym, aby tę historię snuć właśnie na Sri Lance.

Ale dlaczego pomyślałeś właśnie o Sri Lance, jako miejscu, gdzie tę współpracę można byłoby realizować?

Oczywiście najprościej byłoby zrobić pewien zestaw zdjęć, którymi można byłoby udekorować dobre wydawnictwo - nie ruszając się daleko, np. z Krakowa, gdzie mieszkam. Ja jestem takim fotografem, że przechodzę w tryb działania wtedy, kiedy dostaję odpowiedni bodziec - muszę się znaleźć w miejscu, które w jakiś sposób mnie inspiruje. Inspiruję mnie w kierunku takiej fotografii, którą z największą przyjemnością lubię robić. Ja już zanim wyjechałem rok temu z Joanną Bator na Sri Lankę, miałem dwa wcześniejsze epizody z Cejlonem. To były epizody związane z fotografią archiwalną, fotografią dokumentalną, czy po prostu z fotoreportażem. Wciąż wydawało mi się, że docieram do tej wyspy dosyć jakby nieudolnie. Wydawało mi się, że troszeczkę się ślizgam po tym terenie, że naśladuję pewne kadry, których się naoglądałem zanim się tam wybrałem. Wciąż miałem taką nadzieję, że znajdę się tam i będę mógł z dużym komfortem robić kadry, które mi najbardziej leżą. Taka fotografia w pewnej części znalazła swoje miejsce właśnie w tej książce.

Sri Lanka, przynajmniej przeciętnemu odbiorcy, kojarzy się z rajską wyspą. Natomiast na Twoich fotografiach widzimy raczej wyspę mroczną, choć baśniową. Takie było Twoje założenie? Właśnie taką Sri Lankę chciałeś pokazać?

Wydaje mi się, że gdyby wydawca pozwolił mi pojechać w każdy inny kawałek świata, przywiózłbym fotografię w podobnej atmosferze. To jest taki sposób opowiadania obrazem, który mi najbardziej leży. Oczywiście, jadąc na Sri Lankę dostrzegam też, jako w miarę sprawny obserwator, piękne słonie, kolorowe ptaki i wodospady, ale to, czego ja poszukuję wokół fotografując i ludzi czy pejzaż to jest coś, co staram się, aby miało też jeszcze inne warstwy, takie warstwy, które przemawiają do emocji, które są jakby trudniejsze do wydobycia z naszych umysłów, nie tylko zachwyt.

Nie tylko taka pocztówkowość tych zdjęć.

Zdecydowanie landszafty i kicz, które są w krajobrazie mnie również zachwycały - jestem w miarę normalny, ale staram się docierać ze swoim obiektywem też do takich warstw życia i otoczenia, które dla obserwatora znajdującego się w danym miejscu i po raz pierwszy ulegającemu zachwytowi - są niedostępne. To wymaga oczywiście komfortu, spokoju i np. możliwości podjęcia decyzji, że w danym momencie zdjęcia zwyczajnie nie robię, bo nie jest to coś, co mnie interesuje, nie goni mnie czas, nie muszę dzisiaj sfotografować tej plaży, bo zostaję tam np. tydzień i mogę wyczekać na to, co wreszcie będzie tym przekazem, na którym mi najbardziej zależy. To jest właśnie taki styl pracy. Nie jest to albumowa fotografia - mówiąc w skrócie.

A jak wyglądała Wasza współpraca z Joanna Bator? Wchodziliście sobie wzajemnie w kompetencje? Miałeś wpływ na stronę literacką, a ona na stronę fotograficzną? Konsultowaliście się czy raczej zostawaliście sobie wolną rękę?

Niemal dwumiesięczny pobyt w nowym miejscu, bez usiłowania porozumienia się, jest po prostu niemożliwy. Odbywało się więc to tak, jak pewnie podejrzewasz. Jestem głęboko przekonany, że wielu miejscach w książce słowa były mocno inspirowane moją fotografią, którą przecież na bieżąco podczas pobytu na Sri Lance musiałem tworzyć. Zdjęcia nie powstały ani przed wyjazdem, ani po powrocie, tylko wyłącznie tam na miejscu. Joanna je oglądała i nie chcę powiedzieć, że kierowałem jej narracją, oczywiście nie, bo ona to wszystko miała w swojej głowie, ale wierze w to, że moje obrazy i moje historie, które jej przynosiłem pod koniec dnia lub po jakimś dłuższym okresie, miały jednak intensywny wpływ na rozwój akcji w książce.

Ważne jest, żeby powiedzieć od czego ta książka się rozpoczęła. Cały pomysł na postać bohaterki i na snucie tej historii to jest pomysł Joanny Bator. Ja przystąpiłem do jej pomysłu literackiego, do którego w równoległy sposób próbowałem dołączyć fotograficznie, bo miałem przez cały czas taki komfort pracy, że nie musiałem Joannie ilustrować tekstu, tylko mogłem pracować nad swoją równoległą historią, którą potem, już na etapie edytorskim, próbowaliśmy ze sobą połączyć.

Powiedz mi, co zapamiętasz z tej współpracy najbardziej? Może był jakiś moment, który zapadł ci szczególnie głęboko w pamięć? 

Jeśli chodzi o samo przeżywanie tego pobytu na miejscu, to jest to złożona historia, bo jednej takiej mocnej historii nie pamiętam. Pamiętam ich kilka. To znaczy było w tej naszej wspólnej pracy trochę magicznych epizodów, kiedy idąc w teren, poszukując czy też rozglądając się dookoła, trafialiśmy na jakieś nieprawdopodobne historie, które później niemal jeden do jeden zostały przełożone do literackiej fikcji. Bo to niej jest przecież książka reporterska ani dokumentalna...

Trudno to sklasyfikować, bo ani to esej ani reportaż.

Ja nie czuję się na siłach, żeby klasyfikować ten gatunek literacki, bo właściwie się na tym nie znam, potrafię sobie radzić chyba z moim medium, z fotografią, ale np. o niej, czyli o tej fotografii z książki "Wyspa Łza" mogę powiedzieć, że to na pewno nie jest reportaż. Niektóre z tych impresji, które mnie zatrzymywały, traktowałem w sposób portretowy, pejzażowy, które nie mają z reportażem nic wspólnego. Te fotografie wylądowały w książce nie po to, żeby potwierdzać to, co napisała Joanna, tylko żeby zaprezentować jakąś moją formę nastrojowości i moje emocje, które podczas tego pobytu i współpracy z Joanną mi towarzyszyły. I to jest wylane w tej fotografii na strony książki i również właśnie na tę wystawę.

A masz jakiś szczególny sentyment do konkretnego zdjęcia z wystawy?

Fascynującym wydarzeniem, przekutym chyba w udane zdjęcie, jest sytuacja, która miała miejsce w miejscowości Negombo. To jest nadmorska miejscowość na Cejlonie, niedaleko stolicy Colombo, gdzie spacerując w czasie Wielkanocy, natknęliśmy się na pana, który chodził po ulicy z uwieszonym na sznurku krukiem. Sfotografowałem to niemal jeden do jednego. Ten człowiek był niesamowicie magiczną i dosyć mroczną postacią. Odczułem duży ciężar gatunkowy tego spotkania, to mną naprawdę wstrząsnęło, również Joanną... To zostało przelane także na strony książki. 

Portret tego człowieka powstał w momencie, kiedy spojrzał swoim pokrytym bielmem okiem prosto w obiektyw, trzymając tego ptaka. A nad nami krążyło wtedy wielkie stado kruków, które odprowadzały swojego martwego towarzysza - w jakimś sensie w kondukcie żałobnym. To było niewiarygodne i bardzo, bardzo dojmujące, bo było i głośne, i fotograficznie bardzo ciekawe.

Ale jest też kilka takich fotografii, które są bardzo zmysłowe, ich bohaterkami są kobiety, na przykład na plaży, okryte zasłoną. Gdybyś mógł opowiedzieć o tej bardziej sensualnej stronie swojej fotografii.

Ujawniamy tutaj pewien zbiór fotografii, który nie dostał się na strony książki, już w zamyśle edytorskim, ale tak - rzeczywiście takie fotografie powstały.

W książce Bator jest motyw mrocznej bliźniaczki. To jest postać, która przeplata się cały czas w tej narracji. Tak jak powiedziałem, w całej mojej pracy na Sri Lance nie było fotografii, które byłyby nieprawdziwe. Każda z tych sytuacji, którą sfotografowałem, naprawdę się wydarzyła. Nie zaprzeczam jednak, że niektóre z tych moich zdjęć są podkreowane - w tym sensie, że chciałem mieć wpływ na kompozycję i po prostu je upozowałem, ustawiałem. Nieważne, kto jest na zdjęciu, bo to nie jest fotografia dokumentalna.

Jesteś m.in. fotografem portretowym. Słynne są Twoje zdjęcia Wisławy Szymborskiej, znana jest Twoja fotografia przedstawiająca Johna Malkovicha... Jaki jest klucz do zrobienia dobrego zdjęcia portretowego?

Prawdopodobnie słuchacze RMF FM oblaliby mnie złotem, gdybym zdołał coś takiego powiedzieć. Ja oczywiście nie mam pojęcia. Każde z tych zdjęć wiąże się z inną historią. Jeśli rozmawiamy o stronie technicznej - no to tak, na to są odpowiedzi, jak zrobić dobre zdjęcie. Jeśli chodzi natomiast o ten efekt, który jest na końcu, to naprawdę nie ma jednej wspólnej recepty. 

Doszedłem do takiego miejsca w moim życiu, że wydaje mi się, iż nawet podczas tych sesji portretowych, po których udaje się zrobić zdjęcie spełniające oczekiwania, rzadko jest ukryta w nim jakaś prawda. To zawsze jest gra pomiędzy osobą fotografującą a fotografowaną. Oczywiście ja staram się przez ten ułamek sekundy, kiedy spotykam fotografowane osoby, wyciągnąć coś z tego: ale zawsze mam tę świadomość, że osoba fotografowana kontroluje ten przepływ szczerości, która do mnie płynie. Czasami otworzy się i daje z siebie więcej, a czasem mniej. Najlepiej jest, gdy wychodzę po sesji zdjęciowej zachwycony tym, że udało mi się przemycić coś, co w fotografii jest dla mnie najważniejsze - nastrojowość.

Teraz pracujesz przy filmie o Tadeuszu Kantorze. Jak zostałeś zaangażowany w ten projekt?

Współpraca z kinematografią towarzyszy mi od kilku lat.  Miałem już troszeczkę epizodów, pracowałem jako fotosista na planie filmowym. To jest naprawdę niesamowita przygoda - podglądać przy pracy znakomitych operatorów, oświetleniowców, reżyserów, czy też mieć do czynienia z aktorami, którzy o tyle są fascynującym kąskiem dla fotografa, że znakomicie czują kamerę. Fotografowanie ludzi, którzy wiedzą jak popatrzeć w obiektyw - to jest naprawdę uczta dla fotografa. Tak wygląda też praca na planie. 

Dwa miesiące temu rzeczywiście udało mi się przystąpić do projektu filmu biograficznego o Tadeuszu Kantorze, z Borysem Szycem w roli głównej. Obserwuję nieprawdopodobnie ciekawą pracę charakteryzatorów, czy samego głównego aktora. Oglądam też świetnego operatora Piotra Śliskowskiego i doskonałego reżysera Janka Hryniaka. Na planie jest super atmosfera, bardzo dobra ekipa. Mamy też bardzo ciekawe lokacje - te krakowskie, które są właściwe Kantorowi. To kawał ciekawej roboty. Mamy już za sobą 50 proc. zdjęć całego filmu. Mogę się pochwalić zestawem naprawdę interesujących zdjęć, w tym niezłą pulą portretów samego Szyca.

Zdradzisz, co masz teraz w planach? Chciałbyś zrobić coś podobnego do współpracy z Joanną Bator?

Jest w mojej głowie plan, żeby zrobić coś, co będzie nawiązywało do tego, co zrobiłem z panią Bator. To jest ten kierunek fotografii, którą ja tak nieśmiało nazywam "literacką". Taka forma przekazu, kiedy z pewnym komfortem mogłem decydować o wylewaniu tych emocji na fotografię najbardziej mnie interesuje.  Mam w głowie pewien kierunek i nie chciałbym o tym jeszcze za wiele mówić.

Nie zdradzisz z jakim autorem chciałbyś jeszcze współpracować?

Właśnie nie jest powiedziane, że to będzie współpraca z autorem. Myślę o tym, żeby zrobić coś samemu, a później do tego kogoś zaprosić. To już się mocno wykrystalizowało, ale ponieważ czekam jeszcze na deklaracje pewnych instytucji, to nie chciałbym za dużo o tym mówić.

Dobrze, to zostawiamy to w tajemnicy w takim razie. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Ja bardzo dziękuje.