Franciszek Pieczka spoczął na cmentarzu w Aleksandrowie. "To pożegnanie człowieka, którego życie było życiem człowieka wzorcowym" - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości pogrzebowych aktora. Franciszek Pieczka zmarł 23 września w wieku 94 lat.

Pogrzeb miał charakter państwowy. Uczestniczyli w nim m.in. prezydent Andrzej Duda oraz wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Wanda Zwinogrodzka, a także ludzie świata kultury i przyjaciele zmarłego aktora, m.in. Daniel Olbrychski, Maja Komorowska i Olgierd Łukaszewicz. Oprawę mszy św. pogrzebowej przygotował Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk" im. Stanisława Hadyny. W uroczystościach wzięła także udział orkiestra górnicza, ubrana w galowe stroje.

Szanowni, przybyli goście, bo można śmiało powiedzieć, że wspaniały i wielki człowiek, którego żegnamy dzisiaj tutaj, w Falenicy - który kilka dni temu przeszedł, jak mówimy my ludzie wierzący, do lepszego życia - powitałby wszystkich, jako gości, nie jako żałobników po 94 latach swojego długiego życia. Pięknego i niezwykłego życia - zwrócił się do uczestników uroczystości pogrzebowych Andrzej Duda. Życia, które z całą pewnością powiedzieć można miało dwa oblicza. Jakże różne od siebie, a zarazem jakże pokazujące, kim był. Jak bardzo nietuzinkową postacią był - podkreślił.

Prezydent przypomniał, że "z jednej strony (...) 126 ról aktorskich, 126 postaci, które zagrał w swoim życiu zawodowym". A z drugiej strony tylko jedna postać, którą zagrał w życiu. Tylko jeden kochający od wczesnej młodości do ostatniej chwili swojego życia mąż, ojciec córki i syna, dziadek, przyjaciel, zwykły człowiek - powiedział.

Praca, pobożność, pokora - jak powiedział przed chwilą ekscelencja ksiądz biskup. Jakże to bardzo śląskie - mówił. Trudno sobie chyba w ogóle w Polsce do dziś wyobrazić rzeczywiście poważny film o Śląsku i śląskości bez obecności w nim Franciszka Pieczki - tego właśnie człowieka, tego właśnie aktora - podkreślił Andrzej Duda.

A jednocześnie - popatrzcie państwo - trzy najwyższe polskie odznaczenia - tutaj na tych poduszkach orderowych przy jego trumnie na pożegnanie. Nadane przez różnych prezydentów Rzeczypospolitej - mówił. Trzy najwyższe (...) - to się nie zdarza i to nie jest przypadek - zaznaczył.

To nie tylko pożegnanie wielkiego aktora, to nie tylko pożegnanie wielkiej postaci polskiej sceny teatralnej i filmowej, przez dziesięciolecia, od lat 50. - wyjaśnił. To także pożegnanie człowieka, którego życie, z całą pewnością można powiedzieć, było życiem człowieka wzorcowym. Człowieka niezwykle porządnego, człowieka niezwykle rzetelnego, człowieka niezwykle ludzkiego. Życzliwego ludziom. Człowieka dobrego, a zarazem szlachetnego w wielu tego słowa znaczeniach - podkreślił prezydent Andrzej Duda.

Nie wiem, czy jest w naszym kraju jakiś widz znający Franciszka Pieczkę tylko i wyłącznie, jako postać sceniczną, filmową, który mógłby pod jego adresem podnieść choć jeden zarzut. Myślę, że nie - zaznaczył prezydent.

Jak wskazał Andrzej Duda, "przede wszystkim cieszył się niezwykłą sympatią i szacunkiem jako aktor, człowiek, Ślązak, Polak". Był ceniony i ogromnie lubiany właściwie za wszystkie swoje role, aż do samego końca, do niezwykle sympatycznych występów aktorskich, jako nestor wioski Wilkowyje w "Ranczu" - podkreślił.

"Wielki zapis historii polskiego kina"

To wielki zapis historii polskiego kina, polskiej sceny, zaczynając od pierwszych kroków na deskach teatru w Jeleniej Górze, potem przez dziesięć lat w Krakowie w Teatrze Ludowym, wreszcie sceny warszawskie - przypomniał prezydent.

Niezwykłe, a zarazem zwykłe życie. Śmiało można powiedzieć, że był wzorcem do naśladowania dla tak wielu z nas - podkreślił Andrzej Duda. Z jednej strony wykonywany zawód w świetle jupiterów, światłach rampy, a z drugiej strony przywiązanie do tych wartości absolutnie podstawowych, najważniejszych, najszlachetniejszych oraz niezłomna wierność tym wartościom - zaznaczył.

Zdaniem prezydenta życie Franciszka Pieczki jest "świadectwem wielkości - wielkości artysty, człowieka i obywatela". Chciałbym podziękować z jednej strony za jego piękne i niezwykle długie życie, za jego wkład w rozwój polskiego teatru i kina oraz wkład w rozwój sztuki scenicznej w szerokim tego słowa znaczeniu, ale z drugiej strony chcę mu podziękować także za przykład jego życia dla najbliższych i wszystkich tych, którzy bliżej go znali i się z nim stykali i dla których był z pewnością wzorcem - wskazał Andrzej Duda.

"Jego ciepły, charakterystyczny głos jest rozpoznawany przez niemal każdego Polaka"

Podczas uroczystości został również odczytany list od wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. List odczytała wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Wanda Zwinogrodzka.

Wiadomość o śmierci Franciszka Pieczki pogrążyła w smutku i żalu środowisko artystyczne w naszym kraju oraz sympatyków jego talentu - podkreślił w liście szef MKiDN. Żegnamy wspaniałego człowieka, wielkiego aktora, mistrza słowa, nestora scen polskich zapamiętanego z wielu wybitnych kreacji teatralnych, filmowych i telewizyjnych. Jego ciepły, charakterystyczny głos jest rozpoznawany przez niemal każdego Polaka - zaznaczył.

Z urodzenia Ślązak, absolwent Wydziału Aktorskiego warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, rozpoczął karierę na deskach Teatru Dolnośląskiego w Jeleniej Górze - napisał prof. Gliński. Kolejnym etapem jego drogi zawodowej był Kraków, gdzie współtworzył Teatr Ludowy w Nowej Hucie, a następnie uświetniał swoim aktorskim kunsztem spektakle w Starym Teatrze w Krakowie, w którym zagrał między innymi tytułową rolę Woyzecka w spektaklu w reżyserii Konrada Swinarskiego oraz Glendowera w "Królu Henryku IV" Szekspira w reżyserii Jerzego Jarockiego - przypomniał.

Piotr Gliński dodał, że artysta występował również na warszawskich scenach. Był związany z Teatrem Dramatycznym, w którym wcielił się w tytułową postać Marchołta w przedstawieniu Ludwika René, a następnie, przez ponad 40 lat, z Teatrem Powszechnym. Za role, które stworzył na tej scenie, był wielokrotnie nagradzany. Uznanie krytyków zyskały między innymi kreacje Żyda w "Weselu" czy Ala Lewisa w spektaklu "Słoneczni chłopcy" - wskazał w liście szef MKiDN.

Wspomniał również, że "Franciszek Pieczka posiada niezwykle bogate dossier filmowe i telewizyjne". Niezapomniana pozostanie tytułowa rola w "Żywocie Mateusza" w filmie Witolda Leszczyńskiego. Do innych znakomitych kreacji artysty należą: Czepiec w "Weselu" i Muller w "Ziemi Obiecanej" w pamiętnych filmach Andrzeja Wajdy, tytułowy Jańcio Wodnik w obrazie Jana Jakuba Kolskiego czy Karczmarz Tag w "Austerii", filmie Jerzego Kawalerowicza. Nie sposób nie wspomnieć też o roli Gustawa Jelenia (Gustlika) w legendarnym serialu "Czterej pancerni i pies" czy wcieleniu Stacha Japycza w popularnym serialu telewizyjnym "Ranczo" - podkreślił Gliński. Dodał, że "w słuchowisku ‘W Jezioranach’ artysta wcielał się przez lata w postać Wojciaszka Pawlacza - ojca rodu".

"Franciszek Pieczka był mistrzem zawodu"

Wicepremier Gliński przypomniał, że artysta, w uznaniu dla jego wielowymiarowych osiągnięć dla kultury polskiej, został odznaczony Orderem Orła Białego, Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Jak ocenił, "Franciszek Pieczka był mistrzem zawodu, a jednocześnie człowiekiem pełnym skromności i życzliwości dla innych". Taki obraz artysty, utrwalony we wspomnieniach bliskich, przyjaciół oraz odbiorców jego talentu pozostanie w wiecznej pamięci - podkreślił prof. Piotr Gliński.

W kazaniu podczas mszy św. biskup warszawsko-praski Romuald Kamiński zaznaczył, że "jesteśmy nieraz zdumieni, jak wiele człowiek potrafi". Ale nie mocą własną. Trzeba to zrozumieć, zapamiętać i uszanować - że nasza moc nie jest z nas, ale z Boga - podkreślił. Duchowny wskazał, że Franciszek Pieczka "w życiu dorosłym, kiedy przyszło rozpoznać i wypełnić powołanie, pięknie przygotował się do tego powołania". Trudno to nazwać mi zawodem. Nie, niech pozostanie to ujęte w formie, w treści, jako powołanie poszczególnych darów - podkreślił bp Kamiński.

W kazaniu duchowny wskazał, że "powołanie to jest nic innego jak scenariusz napisany przez samego Boga". To jest przedziwne, że nie ma dwóch takich samych scenariuszy. Nie wiemy, ilu nas przejdzie tutaj przez ziemski szlak, ale wiem, że nie będzie takiego samego, drugiego scenariusza - podkreślił. To świadczy o tym, że Bóg nas szczególnie umiłował i ma szczególną atencję do nas, że nie powiela naszych dróg, ale nad każdą drogą, jak dobry Ojciec pochyla się, żeby w ten sposób okazać nam szczególną łaskę - powiedział bp Kamiński.

W imieniu rodziny głos zabrała wnuczka aktora, Alicja Pieczka. Mogłabym mówić godzinami o tym, jak wielkim był aktorem, ale dla mnie był po prostu dziadkiem. Dziadkiem, który z nami mieszkał, który codziennie robił nam śniadanie i miód z herbatą. Budził nas codziennie, odwoził nas do szkoły i odbierał. A gdy byliśmy mali, zawsze przychodziliśmy do jego pokoju oglądać bajki i podjadać słodycze, które trzymał na szafie - powiedziała wnuczka.

Zmarł w wieku 94 lat

Franciszek Pieczka urodził się 18 stycznia 1928 r. w Godowie na Górnym Śląsku. Był jednym z najbardziej lubianych polskich aktorów, odtwórcą ról m.in. w filmach "Żywot Mateusza" i "Austeria" i niezapomnianym Gustlikiem z serialu "Czterej pancerni i pies".

Zagrał także w tak głośnych filmach jak m.in. "Perła w koronie" Kazimierza Kutza (1971), "Wesele" Andrzeja Wajdy (1972), "Chłopi" Jana Rybkowskiego (1973). Pieczka zagrał również pamiętne role starego Kiemlicza w "Potopie" Jerzego Hoffmana (1974) i niemieckiego fabrykanta Mullera w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy (1974).

W 2011 r. Franciszek Pieczka został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury narodowej. W 2015 r. został laureatem Polskiej Nagrody Filmowej Orła za Osiągnięcia Życia. W 2017 r. został odznaczony Orderem Orła Białego. Stowarzyszenie Filmowców Polskich w ubiegłym roku uhonorowało aktora Nagrodą Specjalną SFP za całokształt pracy twórczej.

Franciszek Pieczka zmarł 23 września w wieku 94 lat.

Reżyser "Rancza" o Pieczce: Był skupiony, skromny, pokorny wobec zadania

W ostatnich latach życia Franciszek Pieczka pojawiał się na małym ekranie w serialu "Ranczo". Reżyser Wojciech Adamczyk przyznał, że zaangażowanie go do roli Stacha Japycza nie było początkowo planowane. 

Nikt nie przewidywał udziału Franciszka Pieczki w serial "Ranczo" i tym bardziej w filmie fabularnym "Ranczo Wilkowyje". Pan Franciszek pojawił się zupełnie przypadkiem. Była to konsekwencja nieuleczalnej choroby, która zabierała w błyskawicznym tempie drugiego giganta polskiego filmu - Leona Niemczyka - wyjaśnił w rozmowie z PAP reżyser Wojciech Adamczyk.

Ze względu na problem zdrowotne Niemczyka scenarzyści wymyślili postać Stacha - brata kreowanego przez niego Jana Japycza. Tę rolę zaproponowaliśmy właśnie panu Franciszkowi Pieczce - wspominał Adamczyk. To była rola szczególna, bo ona nie tylko wymagała, jak w przypadku wielkich ról, talentu aktorskiego, ale również ogromnej empatii i życzliwości dla całej sytuacji - podkreślił. Scenarzyści przygotowywali kilka wersji scenariusza, a ja się przygotowywałem do różnych wersji realizacji sceny, bo wszystko zależało od tego, w jakim w danym momencie stanie będzie pan Leon. Czy będzie mógł powiedzieć cały tekst przewidziany w scenie, czy tylko niektóre fragmenty, a może będzie tylko siedział, a tekst powie pan Franciszek Pieczka - opisywał. 

Moim zdaniem jako Stacho Japycz w sposób niezwykły Franciszek Pieczka odcisnął piętno na serialu, dlatego że jego charakterystyczny tembr głosu z nieoczywistą interpretacją, bardzo delikatną, ale czasem też złośliwą, były niezapomniane - ocenił Wojciech Adamczyk. Błysk w oku, którym wyrażał czasem więcej niż zdaniami, mądrość życiowa pana Franciszka połączona z serialową mądrością często powodowała, że apele, z którymi zwracaliśmy się na koniec serii do naszych widzów, brzmiały niezwykle wyraziście - podkreślił.

Reżyser  "Rancza" zapewniał, że współpraca z Franciszkiem Pieczką układała się harmonijnie. Mimo że był prawdziwym gigantem aktorstwa, to na planie był skupiony, skromny, pokorny wobec zadania, co mu dodatkowo zjednywało życzliwość - mówił. Gdyby miał jakiś kaprys - to pewnie byśmy to zrozumieli, bowiem człowiek z takim dorobkiem mógłby sobie czasem na kaprys pozwolić. A tymczasem nigdy czegoś takiego nie było - tłumaczył.