Muzycy Filharmonii Narodowej zapowiadają strajk. Jak pisze "Metro" filharmonicy skarżą się, że zarabia mniej niż kierownik sklepu w Biedronce. Przez ostatnią dekadę dostał 350 zł (brutto) podwyżki.

Filharmonicy skarżą się, że szeregowy muzyk FN zarabia dziś nie więcej niż 3,7 tys. zł brutto, natomiast kierownik w Biedronce ponad 4 tys. zł brutto. I po dwóch latach wynagrodzenie tego ostatniego wzrasta do 5,9 tys. zł brutto. Tyle nie zarabia w Filharmonii nawet koncertmistrz (4,5 tys. zł), który do każdego koncertu musi uczyć się trudnych partii solowych i wirtuozowskich przebiegów.

Jak pisze "Metro" wszystko jest w gestii resortu finansów, który cztery lata temu zamroził limity na wynagrodzenia dla jednostek budżetowych. Muzycy rozważają  więc ostentacyjne wręczenie pisma dyrektorowi Filharmonii Narodowej w czasie koncertu, który poprzedzą przemową na temat swoich pensji do oficjeli na widowni. Realną opcją jest także strajk. Możliwa jest również pikieta - jeszcze nie wiadomo gdzie: przed gmachem Filharmonii Narodowej, Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Kultury. Miałaby mieć muzyczny charakter, np. odegranie "Marsza żałobnego" pod gmachem Ministerstwa Kultury.  

(mpw)