Znaleziona u 79-letniego mieszkańca Monachium kolekcja dzieł sztuki zrabowanych przez nazistów w czasach III Rzeszy, zawiera nie tylko obrazy modernizmu klasycznego, lecz także dzieła z wcześniejszych epok. Niektóre były dotąd nieznane. Polski konsulat chce poznać listę, żeby sprawdzić, czy część z nich nie została zrabowana w czasie II wojny światowej na terenie naszego kraju. Wartość kolekcji szacowana jest na miliard euro.

Prokurator Reinhard Nemetz poinformował w Augsburgu, że podczas akcji w lutym 2012 roku funkcjonariusze służb celnych zabezpieczyli w mieszkaniu kolekcjonera Corneliusa Gurlitta w monachijskiej dzielnicy Schwabing 1406 obrazów.

Obrazy były w bardzo dobrym stanie, przechowywane były zgodnie z zasadami - zaznaczył prokurator.

Były wśród nich dzieła najwybitniejszych przedstawicieli klasycznego modernizmu Picassa, Chagalla, Noldego, Macke'a, Matissa, Liebermanna i Dixa. Jak podkreśliła historyk sztuki z Freie Universitaet w Berlinie, Meike Hoffmann, w kolekcji były także obrazy z wcześniejszych epok, w tym nawet z XVI wieku.

Część znalezionych obrazów nie figuruje w katalogach i była dotychczas nieznana. Jestem niesamowicie szczęśliwa - powiedziała Hoffman, której zadaniem jest zbadanie kolekcji. Zdaniem mediów wartość obrazów może sięgać 1 mld euro.

Według Hoffmann kolekcja składa się głównie z dzieł sztuki zrabowanej przez nazistów po dojściu Hitlera do władzy, są w niej jednak także obrazy innego pochodzenia.

Kolekcja może zawierać dzieła zrabowane w Polsce

Polski konsulat w Monachium wystąpił do niemieckiej prokuratury o przekazanie pełnej listy zabezpieczonych obiektów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wśród dzieł sztuki mogą znajdować się też zrabowane przez Niemców eksponaty pochodzące z polskich zbiorów - powiedziała konsul generalna Justyna Lewańska.

Z informacji prokuratury wynika, że co najmniej jeden obraz mógł pochodzić z okupowanej w drugiej wojnie światowej przez Niemcy Francji.

Niemiecki adwokat Markus Stoetzel reprezentujący spadkobierców żydowskiego kolekcjonera sztuki Alfreda Flechtheima ostro skrytykował niemieckie władze za utrzymywanie przez niemal dwa lata w tajemnicy faktu odnalezienia kolekcji.

Prokuratura w Augsburgu zapowiedziała, że nie zamieści w internecie zdjęć odnalezionych obrazów, lecz oczekuje zgłoszeń od osób, które utraciły w czasie wojny dzieła sztuki.

Na trop dzieł wpadli celnicy. To był czysty przypadek

Cornelius Gurlitt odziedziczył bezcenną kolekcję po swoim ojcu, historyku sztuki i handlarzu działami sztuki Hildebrandzie Gurlitcie. Na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej" dzieła, skonfiskowane wcześniej prawowitym właścicielom, za granicę, by zapewnić państwu dopływ dewiz. Część obrazów przeznaczona była dla planowanego przez Hitlera muzeum sztuki w Linzu. Najwidoczniej Gurlitt zabezpieczył - bez wiedzy swoich mocodawców - część kolekcji na własne potrzeby - pisze dziennik "Der Tagesspiegel".

Po śmierci Hildebranda Gurlitta w 1956 roku zbiory odziedziczył jego syn. Mężczyzna utrzymywał się ze sprzedaży przejętych dzieł sztuki. Jak twierdzi monachijska policja, nie figurował on w żadnych kartotekach - nie był zameldowany, nie płacił żadnych świadczeń i nie miał numeru podatkowego.

Służby celne wpadły na trop właściciela obrazów po znalezieniu u niego większej sumy pieniędzy podczas powrotu ze Szwajcarii do Niemiec. Wdrożono przeciwko niemu postępowanie podatkowe. Jak okazało się podczas śledztwa, Cornelius Gurlitt posiada także dom w Salzburgu w Austrii. Budynek nie został jeszcze przeszukany. Nie wiadomo także, gdzie obecnie znajduje się mężczyzna.

(j.)