Zdziwienie, zażenowanie, oburzenie - tak polscy eurodeputowani komentują słowa Bronisława Komorowskiego. Kandydat PO na prezydenta podczas wizyty w Londynie mówił, że wydobycie gazu łupkowego w Polsce groziłoby "dewastacją obszarów krajobrazowych".

Zobacz również:

Przewidywania amerykańskich koncernów wskazują, że nasze łupki kryją ilość gazu, która pozwoliłaby Polsce uniezależnić się od importu błękitnego paliwa z Rosji. Jednak zdaniem wiceszefa Gazpromu, a także organizacji ekologicznych eksploatacja pokładów zagraża środowisku naturalnemu.

Eurodeputowani PiS zarzucają Komorowskiemu, że mówi słowami Gazpromu, który chce utrzymać zależność Polski od rosyjskiego gazu. Argumentacja ekologiczna - ochrona krajobrazu, to jest główna argumentacja, której powinniśmy się obawiać ze strony Gazpromu. Jest to bardzo dziwne w ustach polskiego polityka, który albo ma bardzo nieodpowiedzialnych doradców, albo sam ma bałagan w głowie, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne - mówi Konrad Szymański.

Także deputowani z Platformy Obywatelskiej są co najmniej zażenowani. Jeden z ważnych europosłów ubolewa nad kolejną gafą marszałka Sejmu. Mówi, że jest to tym groźniejsze, iż uderza w strategiczne interesy Polski.

Niedawno szef klubu PO w Parlamencie Europejskim Jacek Saryusz-Wolski wyrażał opinię, która jest w całkowitej sprzeczności ze słowami Komorowskiego: W sposób środowiskowo bezpieczny wydobywa się gaz łupkowy w Stanach Zjednoczonych. Nie widzę problemu, dla którego nie można by w sposób bezpieczny środowiskowo robić tego w Europie.

W dodatku, słowa Komorowskiego zbiegają się z zabiegami szefa polskiej dyplomacji, by Unia Europejska wyśrubowanymi normami ochrony środowiska nie przeszkodziła inwestycjom w gaz łupkowy. Wszyscy w Brukseli zastanawiają się teraz, dlaczego kandydat na prezydenta wypowiada się w stylu radykalnych działaczy ekologicznych i de facto w interesie Rosji.