​Wojsko wycofuje się z Gatwick. To koniec zamieszania wywołanego pojawieniem się dronów na terenie drugiego pod względem wielkości portu lotniczego w Wielkiej Brytanii. Doprowadziło ono do zakłócenia przedświątecznych podroży 140 tysiącom pasażerów.

Wracając do koszar wojskowi specjaliści zabrali ze sobą sprzęt, który umożliwiał identyfikacje dronów i zagłuszanie sygnału koniecznego do ich pilotowania. Prawdopodobnie był to izraelski system Drome Dome, jednak tej informacji oficjalnie nie potwierdzono.

Policji nie udało się wykryć sprawców incydentów, które trzykrotnie w ciągu dwóch dni doprowadziły do kompletnego zamknięcia portu lotniczego. Łącznie otrzymano ponad 115 zgłoszeń na temat dronów - 93 z nich pochodziło od pracowników lotniska i pilotów.

Rzecznik policji hrabstwa Sussex nie wykluczył jednak, że dronów może w ogóle nie być - później tę wypowiedź sprostowano, określając ją jako nieprecyzyjną. Pojawiały się także teorie, że wiele zgłoszeń mogło dotyczyć policyjnych dronów, które szukały intruzów.

Komentatorzy zauważają, że zamkniecie lotniska podyktowane było troską o bezpieczeństwo pasażerów. Podkreślają jednoczenie, że nie istnieją żadne zapisy wideo ani zdjęcia, które potwierdziłyby definitywnie pojawienie się dronów nad Gatwick. Prawo nie zezwala na pilotowanie takich maszyn w odległości mniejszej niż kilometr od ogrodzenia lotniska.

Podczas dochodzenia w pobliżu Gatwick znaleziono uszkodzony dron. Nie wiadomo jednak, czy miał on jakikolwiek związek z wcześniejszymi zgłoszeniami. Policja aresztowała także parę Brytyjczyków - kobietę i mężczyznę. Zostali oni jednak zwolnieni 36 godzin później, bez postawienia im zarzutów.

Ponad 20 jednostek policji patrolowało teren lotniska w okresie przedświątecznym. Służby gotowe były do zestrzelenia dronów, gdyby pojawiły się ponownie. Zakłócenia w ruchu pasażerskim trwały kilka dni. Gatwick zaczęło funkcjonować normalnie w wigilię świąt Bożego Narodzenia.


Autor: Bogdan Frymorgen
Opracowanie: Łukasz Łaskawiec