W poniedziałek szef węgierskiego rządu poda się do dymisji. Swoją rezygnację Ferenc Gyurcsany tłumaczy kryzysem gospodarczym. Na Węgrzech nie dojdzie jednak prawdopodobnie do przedterminowych wyborów. Po przegłosowaniu przez parlament wotum nieufności nowy szef rządu mógłby objąć stanowisko już w połowie kwietnia.

Słyszę głosy, że jestem przeszkodą w pracach nad reformami, nad uzdrowieniem gospodarki. Podobno także z mojego powodu nie można sformować stabilnej większości w parlamencie. Skoro tak się mówi - to pewnie tak jest. Dlatego odchodzę. Mam nadzieję, że teraz nie będzie już żadnych przeszkód. Proponuję, by powstał nowy rząd - z nowym premierem - oświadczył Gyurcsany:

Decyzja węgierskiego premiera może zaskakiwać, bowiem jeszcze trzy tygodnie temu próbował ratować twarz, forsując na antykryzysowym szczycie Unii Europejskiej plan ratunkowy w wysokości prawie 200 miliardów euro. Propozycja została jednak jednogłośnie odrzucona.

Na pewno będzie to coś pozytywnego, natomiast społeczeństwo uświadomi sobie, że bez reformy nie da się nic zmienić w tym kraju - stwierdził prof. László Kálmán Nagy, hungarysta z Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie. Posłuchaj rozmowy, którą przeprowadził dziennikarz RMF FM Bogdan Zalewski:

Ferenc Gyrucsany wywodzi się z Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Od 2004 roku piastuje stanowisko szefa rządu w Budapeszcie. W 2006 roku media ujawniły jego wypowiedź, w której przyznał się do zakłamywania informacji o stanie węgierskiej gospodarki. Wywołało to falę demonstrację i zamieszek przed gmachem węgierskiego parlamentu. Mimo nacisków opozycji Gyruscany nie ustąpił wtedy ze stanowiska.