Kapitan Francesco Schettino stanie we wtorek przed sądem we włoskim Grosseto. Mężczyzna jest oskarżony o doprowadzenie do katastrofy luksusowego wycieczkowca Costa Concordia i nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób. Może trafić do więzienia nawet na 20 lat.

Oprócz najpoważniejszych zarzutów, Schettino oskarżony jest też o ucieczkę z pokładu podczas ewakuacji oraz o próbę zatajenia wypadku przed władzami morskimi. Dowodzi tego nagranie jego rozmowy telefonicznej z dowódcą kapitanatu portu w Livorno Gregorio de Falco. Ten ostatni w ostrych słowach próbował nakłonić Schettino do powrotu na tonący statek. Mężczyzna nie posłuchał jednak jego poleceń. Uzasadniał m.in., że nie może wrócić na pokład, bo drabiny są zablokowane przez jednostki ratunkowe.

Analiza zapisów z czarnej skrzynki z mostu kapitańskiego pokazała, że ewakuacja statku, który uderzył w podmorskie skały u wybrzeżu wyspy Giglio była nieskoordynowana i pełna chaosu. Członkowie załogi początkowo nie wiedzieli, co naprawdę stało się ze statkiem i nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Przekazywali pasażerom niejasne informacje i zapewniali, że doszło tylko do drobnej awarii, która zostanie usunięta. Co więcej, wiele osób z międzynarodowej załogi nie znało dobrze ani języka włoskiego, ani powszechnie używanych obcych języków, co zwiększyło chaos.

Sam Francesco Schettino nie czuje się odpowiedzialny za doprowadzenie do katastrofy i nie zgadza się z oskarżeniami pod swoim adresem. Twierdzi, że to on uratował większość pasażerów dzięki skierowaniu statku w stronę wyspy. Przekonuje, że gdyby tego nie zrobił, zginęłoby znacznie więcej osób.